- W krainie Oz czyli mocne przywitanie z północną Australią
- Kakadu National Park
- Litchfield National Park
- W kierunku Alice Springs! „Where the f*** is Alice?”
- Banka Banka via Mataranka
- Przecinając Zwrotnik Koziorożca
- Alice Springs czyli geograficzny środek Australii
- Uluru – święte miejsce Aborygenów
- King’s Canyon czyli szczęka w dół
- Mamuśki w Sydney
- Odkrywamy tajemnice Sydney
- Witamy w Górach Błękitnych
- Góry Błękitne
- Grand Pacific Drive
- Wallaby, Wallaroo, Kangaroo
- Święto Niepodległości na Górze Kościuszki
- Lake Entrances
- Wilsons Promontory National Park
- Przez Great Ocean Road do 12 Apostołów
- 12 Apostołów i inne cuda …
- Na koniec Melbourne
- Pożegnanie z Australią czyli porady praktyczne
Moje wyobrażenie o Australii zostało brutalnie zderzone z rzeczywistością. Kraj, w którym słońce świeci 365 dni w roku, długowłosi blond surferzy oraz dzika i niebiezpieczna przyroda, która czyha na każdym kroku, stanowiąc zagrożenia dla zdrowia czy życia.
Tymczasem, w Australii zarówno umieraliśmy z gorąca, jak i trzęśliśmy się z zimna. Różnice temperaturowe między tropikalną północą a śródziemnomorskim południem są dość znaczne. Do tego wiatry, które potrafią obniżyć temperaturę odczuwalną o kilkanaście stopni. Uroki bliskości Antarktydy.
Długowłosi blond surferzy może i są, ale w Queensland, gdzie nie dotarliśmy. A dzika przyroda? No cóż. Kangury potrafią być groźne, misie koala też, najbardziej pewnie wygłodniałe dingo, które nas obserwowały w nocy. Zabójczych węży i pająków nie spotkaliśmy przez calutki miesiąc. Ktoś coś mówił, ktoś coś słyszał, komuś się coś wydawało, ale nic na nas nie napadło, nic nas nie zaatakowało. Ostrożność zachowaliśmy do końca, przy czym bardziej z rozsądku niż realnego zagrożenia.
Wrażenie, które nas nie opuszcza, jest takie, że za 50 lat, Australijczyk będzie miał żółty kolor skóry i skośne oczy. Biali niestety nie rzucają się w oczy. Komunikacja turystyczna jest głównie w języku chińskim. Motele i hotele są już zarządzane przez Azjatów, a typowe jedzenie australijskie to fish&chips i kuchnia azjatycka. W pozostałych aspektach Australia jest anglosaska do bólu.
Wiza / Formalności wjazdowe
Aby wjechać do Australii potrzebna jest promesa wizowa, którą należy uzyskać przed wyjazdem. Klasyczną wizę turystyczną można uzyskać za pośrednictwem https://immi.homeaffairs.gov.au/visas/getting-a-visa/visa-listing i jest ona darmowa.
W samolocie otrzymamy deklarację wjazdową, gdzie zalecane jest ujawnienie wszystkich rzeczy, co do których mamy wątpliwości, czy można je wwieźć. Australia jest bardzo mocno wyczulona na punkcie bio-bezpieczeństwa, w związku z czym istnieje szereg restrykcji apropo’s tego co można wwieźć, a czego nie. W tym wypadku nadgorliwość jest lepsza, albowiem kontroli podlegają najczęściej osoby, które nic nie zadeklarowały.
My przechodziliśmy przez imigrację na małym lotnisku w Darwin o 6 nad ranem, gdzie wszystko poszło szybko, sprawdzanie odbyło się z życzliwością i uśmiechem, a uśmiechał sie nawet pies, który szukał narkotyków 😉 Mamom na lotnisku w Sydney poszło jeszcze sprawniej, widocznie Klub Technika był poza jakimkolwiek podejrzeniem służb imigracyjnych 🙂
Zakwaterowanie
W Australii przetestowaliśmy chyba wszystkie formy zakwaterowania. Od noclegów w SWAGs pod gwiazdami, przez namioty, hostele, motele, hotele i apartamenty. Wszystko było uzależnione od rodzaju wycieczki i na danym etapie sprawdziło się znakomicie. Kryteria wyboru miejsc noclegowych w miastach to kombinacja lokalizacji, ceny, standardu i wifi.
Szybka ocena poszczególnych lokalizacji:
- Frontier Hotel Darwin – lokalizacja nieco poza centrum, obsługa budziła mieszane uczucia wprowadzając w błąd, słabiutkie wifi. Zdecydowanie nie polecamy!
- Darwin, YHA – dwuosobowy pokój nieco mały, ale całość doskonale zlokalizowana, bardzo dobre wifi i cała gama udogodnień, jak to w YHA. Polecamy!
- Alice Springs, Haven Backpackers – dwuosobowy pokój o bardzo wysokim standardzie. Doskonale wifi, miła obsługa, dużo udogodnień, jedynie lokalizacja nieco z dała od centrum. Polecamy!
- Alice Springs, Jump in Budget Hotel – pokój hotelowy bardzo porządny z dobrym wifi, ale strefy wspólne zaniedbane (basen nie nadawał się do skorzystania), głośno po 22, umiarkowanie czysto na ośrodku, bardzo słabe jedzenie. Zdecydowanie nie polecamy!
- Sydney, Garden Lodge Hotel – wprawdzie 7 km od ścisłego centrum, ale doskonale skomunikowane (autobusy, kolejka), miła obsługa, czysto i przestronnie, infrastruktura do własnego jedzenia, darmowa pralka, dobre wifi. Polecamy!
- Blue Mountains, Katoomba, Echo Point Motor Inn – doskonała lokalizacja (300 m od punkty widokowego na Trzy Siostry Viewpoint), czysto, bardzo dobre śniadania, miła obsługa, dobre wifi. Jedynie, mało przestronnie. Polecamy!
- Lake Conjola – niezwykle cicha miejscówka na skraju lasu, przestronny apartament o wysokim standardzie. Bardzo ubogie śniadanie jak na cztery osoby, ale byliśmy przygotowani, więc nam to nie przeszkadzało. Polecamy!
- Kościuszki National Park, Habitat Chalet przed wjazdem do Thredbo – bardzo komfortowe domki zlokalizowane w parku narodowym, gdzie są kangury, wombaty, węże, jelenie i inne dzikie zwierzęta. Słabiutkie śniadania, ale infrastruktura do wspólnego korzystania bardzo dogodna. Polecamy!
- Lake Entrances, Central Motel Inn – wygodny i przestronny pokój rodzinny, położony w centrum miasta, blisko promenady spacerowej. Motel wprawdzie nie oferował śniadań, ale infrastruktura dookoła była na tyle dogodna, że nie musiał. Polecamy!
- Sandy Point – bardzo komfortowy domek z dwoma sypialniami, na powitanie owoce, chleb, ser, słodkości, doskonale zlokalizowany 12 km przed wjazdem do parku Wilsons Promontory National Park. To nasze TOP zakwaterowanie w Australii. Zdecydowanie polecamy!
- 12Apostles Motel and Retrieve – wygodny domek w stylu holenderskim z dwiema sypialniami, położony w parku Krajobrazowym Cambpell, blisko atrakcji 12 Apostołów. Skromniutkie śniadania, a najbliższy sklep kilkanaście kilometrów stąd. Polecamy!
- Melbourne Urban Modern Apartments – centralnie położny apartament, doskonale wyposażony. Wątpliwości budzi skomplikowany system check-in, napisany przez Chińczyków chyba dla Chińczyków. Na szczęście przechodzi się go tylko raz. Doskonała lokalizacja w strefie bezpłatnych tramwajów oraz blisko hubu South Cross Station. Polecamy!
Waluta
Walutą Australii jest dolar australijski. 1 AUS to ok. 2,7 PLN.
Kraj jest drogi, co czuć szczególnie jeśli przyjeżdża się tutaj z taniej Indonezji. Najlepiej jest jeśli 1AUS traktuje się jak 1PLN, gdyż w przeciwnym wypadku ciężko jest cokolwiek kupić. W Australii sporo jest dyskontów (Coles, Woolworths, Aldi), gdzie można natrafić na rozmaite promocje. Koszyk podstawowych zakupów na 4 osoby, 2 dni to 70 AUS.
Przykładowe ceny w AUS:
- Paczka żółtego sera – 4-6
- Bagietka – 3-4
- Masło – 3-5
- Cola – 2,5
- Jogurt 720 g – 5-7
- 10-pak cydru Somersby – 22
- Butelka wina – 15-20
- Paczka papierosów – 25-35
- Benzyna – 1,50 / L (stacje Shell oferują 4c zniżkę za litr benzyny przy zakupach w Coles za conajmniej 30 AUS, BP to samo ze sklepami Woolworths).
- Lunch w barze – 18-25 AUS.
Transfery
Transfery lotniskowe – Każde miasto oferuje dość dogodny transport lotniskowy (z/na). Zazwyczaj są to shuttle bus (Darwin -15 AUS, Alice Springs – 17 AUS), ale są też autobusy rejsowe (Melbourne – 20 AUS). Wyjątkowo w Sydney skorzystaliśmy z Ubera za cenę 35 AUS. Wprawdzie kierowca chciał nas „przerobić” i pojechał na okrętkę (27 km zamiast 9), za co sobie doliczył dodatkową opłatę, która podwoiła nasz początkowy koszt. Od czego są jednak reklamacje.
W miastach, Sydney czy Melbourne, obowiązują karty przejazdowe (Opal w Sydney, Myki w Melbourne), które są bezpłatne, a które się doładowuje minimum 10 AUS w Sydney i 6 AUS w Melbourne. Opłata za przejazd uzależniona jest od długości trasy oraz dnia tygodnia. Istnieją jednak maksymalne, dzienne limity ceny, co oznacza że z karty nie zostanie nam pobrane więcej niż 15 AUS.
Między miastami korzystaliśmy również z transferów samolotowych, gdyż dystanse są ogromne. Bilet na trasie Alice Springs – Sydney to wydatek rzędu 900 PLN na osobę, a Melbourne – Sydney z kolei to 400 PLN na osobę.
Na 18 dni wycieczki po południowo-wschodnim wybrzeżu Australii wypożyczyliśmy auto. Przetestowaliśmy wiele wypożyczalni, decydując się ostatecznie na Apex Ca Rentals, które oprócz najkorzystniejszej stawki cenowej zaoferował pozostałe „ekstrasy” w cenie (zwrot w innej lokalizacji, dodatkowy kierowca, nielimitowany kilometraż). Koszt Mitsubishi Outlandera to 3200 PLN. Paliwo na 2500 km to kolejne 1100 PLN. Biorąc pod uwagę podróż z naszymi Mamami, to była najwygodniejsza opcja, dla nich i dla nas.
Internet
Tutaj nie eksperymentowaliśmy. Wyczytaliśmy, że Telstra ma największy zasięg, więc zakupiliśmy w promocji kartę o wartości 30AUS za 15 AUS. Po rejestracji w punkcie Telstra korzystaliśmy nieprzerwanie z internetu. Są naturalnie inni operatorzy (np. vodafone), którzy oferują pakiety turystyczne, ale warto sprawdzić zasięg, zwłaszcza jeśli ma się w planach Australię środkową. Najdogodniej jest chyba zakupić na lotnisku, gdyż od razu zarejestrują tę kartę i będzie gotowa do użytku.
Atrakcje
Na początek naszej podróży po Australii zdecydowaliśmy się na 10-dniową podróż po Top End i Outbacku. Tę wyprawę zorganizował nam Wayoutback. Trzy mini podróże, w trzech różnych destynacjach, z trzema różnymi przewodnikami, trzy różne doświadczenia, a każde inne i ważne. Najważniejsze punkty tej podróży: Kakadu National Park, Litchfield, Uluru, King’s Canyon czy Banka Banka via Mataranka. Koszt tej wyprawy to 4500 PLN za osobę, który uwzględniał transport, zakwaterowanie, wyżywienie, wejściówki oraz opiekę przewodnika.
Sydney to miasto ikona. Budynek Opery, dzielnica The Rocks czy Circular Quay to obowiązkowe punkty, które trzeba zwiedzić czy się podoba czy nie. I one zrobią wrażenie niezależnie od naszych preferencji. To co nam szczególnie zapadło w pamięć to spacer po Ogrodach Botanicznych oraz rejs po Zatoce Harbour o zachodzie słońca (25 AUS / osoba). Naturalnie warto zwiedzić również Aquarium Wharf, jeśli ma się ochotę poznać australijską faunę morską i oceaniczną (via booking.com koszt biletu na osobę to 43 AUS). Pamiątkowe zakupy najlepiej zrobić przy Paddy’s Market (nieczynny w poniedziałki i wtorki).
Melbourne pozna się głównie poprzez spacery. Mnogość ogrodów (Royal Botanic Gardens, Fitzroy czy Carlton) i spacerowa dzielnica Docklands są z pewnością warte eksploracji. Objazd centrum zabytkowym tramwajem lini 35 to także dobry pomysł na zwiedzanie miasta (tramwaj jeździ w ramach darmowej strefy), albowiem zatrzymuje się w głównych miejscach turystycznych, a nagrany przewodnik przekazuje najważniejsze informacje o danym miejscu. Zakupy w postaci pamiątek robi się tutaj na Queen Victoria Market, który jest odpowiednikiem sydneyowskiego Paddy’s Market (QVM nieczynny w poniedziałki i środy).
Darwin Crocossaurus Cove – mrożące krew w żyłach spotkanie oko w oko z australijskim saltie. To 15 minut, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Koszt to 250 AUS dla dwóch osób, ale warte jest swojej ceny.
Blue Mountains – zaledwie 100 km od Sydney, a całkowita zmiana ukształtowania powierzchni. Wentworth Falls czy Three Sisters to zaledwie początek. Spacer po lesie tropikalnym, przejażdżki kolejkami (42 AUS / osoba za cały dzień nielimitowanych przejazdów), które oferują bardzo zróżnicowane przeżycia to kolejne atrakcje. Wschód i zachód słońca z Trzema Siostrami w tle to z kolei już magia.
Mount Kościuszko National Park – naszym marzeniem był szczyt Mt Kosciuszko w nasz Dzień Niepodległości. Udało się. Wstęp do parku to 17 AUS / samochód na jeden dzień. By zacząć trekking z wysokości ok. 1850 m, należy skorzystać z jednego z wyciągów. Dzienny koszt kolejki to 42 AUS za osobę. Sezon zaczyna się od 16 listopada, co oznacza że niektóre trasy przed tym terminem, podobnie jak wyciągi, będą jeszcze zamknięte.
Wilsons Promontory Park – wstęp na dzień jest bezpłatny. Teoretycznie park jest otwarty od 8.30 do zachodu słońca, ale w praktyce można wjechać wcześniej. Wówczas ma się więcej okazji do podglądania zwierząt. Absolutnym hitem jest spacer Wildlife Prom Walk. Zalecana jest całkowita cisza podczas spaceru oraz uważne obserwowanie. Warta uwagi jest również plaża Squeaky Beach.
Twelve Apostles – na odcinku 30 kilometrów wybrzeża Great Ocean Road jest przynajmniej kilka cudów. Bay of Islands, Bay of Myrtyrs, London Bridge, The Arch, Loch Ard Gorge, Gibbson’s Steps czy absolutny hit czyli 12 Apostołów. Piaskowcowe formacje skalne, które każdego dnia zmieniają minimalnie swój kształt. Spektakularnie rozbijające się o skały fale Oceanu Południowego. Warto rozważyć jedną z lokalizacji na zachód słońca. Ponoć przy London Bridge zdarza się kolonia Pingwinów Małych, ale my nie mieliśmy tyle szczęścia.
Po drodze, z Sydney do Melbourne jest wiele punktów widokowych do zwiedzania. Z uwagi na ograniczony czas musieliśmy dokonać wyboru niektórych, a z miejsc, które obejrzeliśmy, zdecydowanie polecamy Sea Cliff Bridge wraz z plażami, które przecina oraz Kiama Blowhole czyli pozostałość po sejsmicznej aktywności Australii.
Koszty
Całość kosztów związanych z podróżą po Australii wyniosła nas niemal 46 tysięcy złotych (bez uwzględnienia biletów do i z Australii, które były częścią biletów typu RTW), z czego 25% to transfery samolotowe naszych Mam, z którymi spędziliśmy fantastyczne dwa tygodnie. 21% to koszty zakwaterowania, 20% to podróż z Wayoutbackiem po Top End i Outbacku. Na wyżywienie poszło 13%, 10% to koszt auta wraz z paliwem, kolejne 10% to atrakcje i pamiątki. Pozostałe to transfery, zakupy i inne jak internet czy pranie. Wyjazd wart każdego AUS 🙂