- W krainie Oz czyli mocne przywitanie z północną Australią
- Kakadu National Park
- Litchfield National Park
- W kierunku Alice Springs! „Where the f*** is Alice?”
- Banka Banka via Mataranka
- Przecinając Zwrotnik Koziorożca
- Alice Springs czyli geograficzny środek Australii
- Uluru – święte miejsce Aborygenów
- King’s Canyon czyli szczęka w dół
- Mamuśki w Sydney
- Odkrywamy tajemnice Sydney
- Witamy w Górach Błękitnych
- Góry Błękitne
- Grand Pacific Drive
- Wallaby, Wallaroo, Kangaroo
- Święto Niepodległości na Górze Kościuszki
- Lake Entrances
- Wilsons Promontory National Park
- Przez Great Ocean Road do 12 Apostołów
- 12 Apostołów i inne cuda …
- Na koniec Melbourne
- Pożegnanie z Australią czyli porady praktyczne
Opuszczamy dzisiaj Katoombę wraz z jej zabytkiem klasy UNESCO, czyli Doliną Jamison i jedziemy w dół. Pokonujemy 350 km, w większości przejechanych przez Grand Pacific Drive.
Pierwszy przystanek to Sea Cliff Bridge. Obok spektakularnie położonego mostu, który wije się na wysokości wzdłuż stromych klifów, są pięknie położone skaliste plaże. Chwilowy odpływ pozwolił nam przespacerować się po nabrzeżu, podczas którego to spaceru podziwialiśmy rozbijające się o skały gigantyczne fale, wśród których surferzy próbowali swoich sił. Most o długości ponad 650 metrów jest stosunkowo nową atrakcją, albowiem otwarty został do użytku dopiero w 2005 roku. Jego żywotność została przewidziana na ponad 100 lat, więc jeszcze miliony turystów będą miały szansę go podziwiać czy po nim spacerować.
Jedziemy dalej, do miejscowości Kiama. Oprócz tego, że miasteczko leży bezpośrednio nad Pacyfikiem i ma dostęp do plaży, oferuje jeszcze jedną atrakcję. „Kiama”w tłumaczeniu znaczy „miejsce, gdzie morze robi hałas”, czyli naturalny skalny tunel bazaltowy, przez który wpada i wypada woda. Wiatr podnosi w górę wodny pióropusz, który dodatkowo słońce rozszczepia tworząc tęczę. A to wszystko w ogłuszającym hałasie. Miejsce to odkryte zostało w końcówce XVIII wieku, i do dziś przyciąga miliony. I te zachwyty ludzi, ilekroć woda idzie w górę niczym wystrzelona z gejzeru. Tymczasem za „dziurą” jest skała, która wychodzi w morze bazaltowymi słupami, o które znów rozbija się turkusowa tafla wody zwieńczona białą pianą.
Na ławeczce w parku robimy sobie lunch. Najprostsze kanapki na łonie natury smakują wybornie, a do tego dodają energii do dalszej drogi. Ostatni punkt widokowy, na jakim się zatrzymujemy, to Hyams Beach w pobliżu Zatoki Jervis. Plaża znana z białego piasku, turkusowej wody i … mnogości kangurów. Biały piasek był, turkus wody również, ale po kangurach ani śladu. Nie dziwię się, skoro plaża utkana ludźmi tworzących kakofonię dźwięków, które muszą skutecznie odstraszać dzikie zwierzęta. Jedynie głośniejsze od nas papugi nic sobie nie robią z naszej-ludzkiej obecności. Spacerujemy sobie chwilę po bialutkiej plaży, ale zaraz potem zabieramy się w kierunku Lake Conjola, gdzie spędzimy noc.
Komentarze (2)
Widzę że kapelutek już zakupiony. Słusznie bo ich są fajne.
Hyams Beach wygląda nawet na zdjęciu super, a w rzeczywistości musi być zachwycająca. Czy posiadłości na skarpie są , może, na sprzedaż?
Piękna trasa i piękne widoki.