Nasza ostatnia wyprawa kamperem poprowadziła nas na jedną z najpiękniejszych wysp Bałtyku – niemiecką Rugię. To miejsce, które od jakiegoś czasu mieliśmy na liście podróżniczych marzeń. Choć tym razem nie udało się nacieszyć nią w pełni, zdążyliśmy złapać kilka wyjątkowych chwil, które utwierdziły nas w tym, że warto tu wrócić.
Altefähr – rowerem w stronę Stralsundu
Pierwszą noc spędziliśmy w urokliwym miasteczku Altefähr, na kempingu położonym tuż przy moście prowadzącym do Stralsundu. To doskonałe miejsce na spacery z naszymi terierami, choć szerokie i piaszczyste plaże Sobieszewa nieco nas rozpuściły i nie każda plaża nas w związku z tym zachwyci. To też fajna baza wypadowa na krótkie przejażdżki rowerowe. Wybraliśmy się na jedną z nich i musimy przyznać – panorama hanzeatyckiego Stralsundu widziana z brzegu Altefähr naprawdę robi wrażenie. Stare miasto Stralsundu jest wpisane na listę UNESCO, więc planujemy je zwiedzić w drodze powrotnej. Samo miasteczko Altefähr zachwyca spokojem, wąskimi uliczkami i klimatem, który od razu sprawił, że zwolniliśmy tempo.
Kap Arkona – między klifami a plażą
Drugi dzień również spędziliśmy na północy wyspy, niedaleko Kap Arkona – miejsca, które przyciąga majestatycznymi klifami i latarniami morskimi. Wybraliśmy się na trekking do najdalej wysuniętego punktu Niemiec, które w średniowieczu było jednym z najważniejszych ośrodków religijnych Słowian połabskich. Stała tu słynna świątynia boga Świętowita, do której pielgrzymowali wierni z całego regionu, do czasu kiedy to Duńczycy nie przywieźli na wyspę chrześcijańskiego krzyża. Dziś po świątyni pozostały jedynie ślady archeologiczne, ale sama świadomość tej historii nadaje miejscu wyjątkową – taką trochę pogańską – atmosferę.
Gorzki przystanek w Bergen
Poprzedni wieczór i noc, które spędziliśmy na kempingu oddalonym o kilkanaście kilometrów od Kap Arkona, jeszcze nie zwiastowały nagłej zmiany planów, z jaką mieliśmy się zmierzyć kolejnego dnia. Nasza Freyka wyraźnie źle się czuła, próbowaliśmy jej pomóc doraźnie, w końcu to nie była pierwsza biegunka w jej życiu. Dopiero kiedy odmówiła jedzenia, dała nam sygnał, którego nie mogliśmy zignorować. Decyzja o przerwaniu podróży zapadła w ciągu sekundy. W Bergen aut Rugen trafiliśmy na wspaniałych weterynarzy, którzy udzielili jej natychmiastowej pomocy i postawili diagnozę – bakteryjne zapalenie jelit. Dzięki ich interwencji mogliśmy bezpiecznie wrócić do Polski i kontynuować leczenie, które na szczęście okazało się skuteczne.
Nie czujemy żalu, że nie udało nam się zobaczyć więcej Rugii. Życie i zdrowie Freyi – tak samo jak każdej z naszych terrierek – jest dla nas najważniejsze. Rugia nie ucieknie, a my jeszcze tam wrócimy. Tym razem w komplecie i w pełni sił.


