Wielkanoc w Beskidzie Sądeckim – górskie wędrówki, teriery i piękna pogoda
Tradycje są po to, by je pielęgnować – zwłaszcza te, które łączą bliskich ludzi, góry i czworonożnych towarzyszy. Naszą wielkanocną tradycją od kilku lat jest wspólne spędzanie świąt w górach – z naszymi trzema niezmordowanymi terierkami, a niekiedy dołączają do nas różni ciekawi ludzie. W tym roku padło na Beskid Sądecki, a dokładnie schronisko na Przehybie, które na trzy noce stało się naszą górską bazą.
Dzień 1 – Gaboń – Przehyba: mokry chrzest i ciężkie plecaki
Wędrówkę rozpoczęliśmy w Gaboniu – już od pierwszych kroków wiedzieliśmy, że lekko nie będzie. Deszcz, który w Pcimiu wyglądał jakby chciał oddać naraz całą ilość wody, tu zaledwie siąpił, ale było to siąpienie dokuczliwe. Nasze plecaki – mimo świątecznego minimalizmu – szybko przypomniały, że w górach każdy gram się liczy. Wejście do ciepłego schroniska po niespełna trzech godzinach mozolnego podejścia w górę smakowało więc jak zwycięstwo. Cytrynówka, ciepła schroniskowa zupa i widok przepięknych Tatr dał nam poczucie, że właśnie rozpoczęliśmy kolejną wyjątkową Wielkanoc.
Dzień 2 – Radziejowa i Wielki Rogacz: w słońcu po graniach
Jakby na przekór deszczowemu początkowi, drugi dzień przywitał nas słońcem. Trasa na Radziejową i dalej przez Wielki Rogacz była głównym puntem tegorocznej wycieczki, ale była też nagrodą samą w sobie – widoki na Tatry, ciepło na twarzy i ta satysfakcja z marszu granią. Psy szalały z radości, a ich radość ni mniej ni więcej oznacza przeciwtorpedową trajektorię chodu, my rozmawialiśmy sobie o rzeczach ważnych i mniej ważnych, stawaliśmy na chwilę by pochłonąć każdy piękny widok.
Byliśmy tu już dwa, może trzy razy wcześniej, ale w sumie nigdy w warunkach nie-zimowych, dlatego sceneria była dla nas niemal jak nowa. Na Radziejowej od kilku lat stoi nowa wieża widokowa, która daje możliwość zobaczenia perspektywy z najwyższego punktu Beskidu Sądeckiego. A ta, w tych warunkach pogodowych, nie zawiodła 🙂
Dzień 3 – Wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim przez Rokitę i Przysłop
Trzeci dzień miał być najdłuższy – przez Rokitę i Przysłop do Schroniska pod Bereśnikiem. Z wielu czteronożnych powodów jednak zmieniliśmy plany i poszliśmy fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego, od Przehyby do Przysłopia. Strome zejście, które odczułyby również młodsze mięśnie wynagrodziły nam bukowe lasy dookoła, kwitnące zawilce, puste ścieżki i towarzyszący nam przez długi czas widok na Tatry. Miód i Malina po powrocie smakowały wybornie!
Dzień 4 – Zejście z Przehyby do Gabonia szlakiem żółtym
W mojej głowie to było po prostu zejście ze schroniska. Takie normalne, gdy człowiek włącza już „home mode”. A tymczasem szlak żółty mnie zaskoczył. To był wąski trawers, który wiódł przynajmniej przez trzy rodzaje lasu. Wielokrotnie zakręcał, opadał łagodnie lub kamienistą stromizną, a to wszystko w promieniach porannego słońca. Nie było szans na spacerowanie obok siebie, więc Airedale lamentowały na zmianę, ilekroć ta druga szła na przedzie. Myślę, że gdy znów wpadniemy na pomysł odwiedzenia Beskidu Sądeckiego, do Przehyba wejdziemy właśnie tym szlakiem.
Wielkanoc w górach – coś więcej niż święta
Ten wyjazd, jak każdy z naszych wielkanocnych trekkingów, był nie tylko ucieczką od zgiełku, ale przede wszystkim – spotkaniem z górami i przyrodą. Beskid Sądecki znów udowodnił, że potrafi oczarować – nie tylko krajobrazem, ale też spokojem i przestrzenią, która pozwala złapać oddech. Schronisko Przehyba ma jeden z cudowniejszych widoków, a do tego góry, szlaki, nasze teriery merdające ogonami niezależnie od poziomu zmęczenia – wszystko to składa się na naszą własną wielkanocną tradycję i jest naszą receptą na szczęście. I nie możemy się już doczekać kolejnej Wielkanocy. Gdzie tym razem? Już wiemy 🙂