Przedłużony weekend połączony z celebracją urodzin Łukasza spędzamy w Szklarskiej Porębie. To miła perspektywa oderwania się od korpocodzienności i poszwendania po górach. Zmęczenie fizyczne zawsze dobrze robi na głowę 🙂
W piątek podchodzimy na Szrenicę. Do wodospadu Kamieńczyk mrowie ludzi z małymi dziećmi, no ale to taka właśnie troska na popołudniowy spacer. Powyżej wodospadu szlak się wyludnia. My i nasze teriery luzujemy, nikogo nie trzeba mijać, nikt nie chce Cię pogłaskać, i nikt nie zachwyca się już nad twoją urodą 🙂 Podejście do schroniska na Hali Szrenickiej nie jest wcale trudne, niemniej jedno już wiemy. Schodzenie po tych kamieniach, na których leżą resztki śniegu i lodu w różnej fazie roztopienia, nie będzie ani przyjemne ani łatwe dla kolan. Pamiętam komentarze Łukasza i Michała, którzy schodzili tamtędy po naszym wspólnym przejściu grani Karkonoszy. Dziś wiem, że nie przesadzali ani trochę w swoich narzekaniach. Póki co jednak idziemy pod górę, pogoda nam sprzyja, a widoki z Hali Szrenickiej odciągają myśli od perspektywy przyszłego zejścia. Tymczasem mijamy schronisko i idziemy dalej, w kierunku schroniska na samej Szrenicy. Na rozwidleniu dróg, z których jedna prowadzi na Śnieżne Kotły, chwila zawahania: schronisko czy Kotły. Wygrała pomidorówka 🙂 Dziubelki też coś dostają na ząbek i jesteśmy gotowi do zejścia… 5 km później już wiemy, że nasze kolana dostały w kość, mimo iż dość umiejętnie wyszukiwaliśmy łagodniejszych wersji kamienistego, nierównego, oblodzonego a więc śliskiego szlaku. Psy padły, a my razem z nimi 🙂
W sobotę byliśmy bez szans na dłuższą wyrypę, ale usprawiedliwienie dała nam niestabilna pogoda. Dlatego zdecydowaliśmy się pozwiedzać okolicę, bo do tej pory ilekroć tu przyjeżdżaliśmy, były tylko góry, góry i góry 🙂 Idziemy do Domu Carla i Gerharda Hauptmanów. Tego drugiego poznaliśmy dzięki pierwszej książce Gortycha, który w swojej twórczości łączy tanie romansidło z ciekawą historią karkonoskich schronisk. Gerhard Hauptman, kochliwy pisarz z przełomu wieków XIX i XX, napisał w Szklarskiej swoje największe dzieło „Tkacze”. Historia Carla zaciekawiła nas jednak bardziej. Pozostający w cieniu brata, filozof i poeta, to postać, której Reymont zawdzięcza literackiego Nobla, albowiem dopiero korekta redakcyjna tłumaczenia „Chłopów” sprawiła, że świat zrozumiał dzieło naszego Władka. Sam jest też autorem Księgi Ducha Gór, słynnego Liczyrzepy, którego zgubiła nieszczęśliwa miłość.
Popołudniem idziemy na spacer na zamek Chojnik. Ta murowana budowla wzniesiona została w I pół. XIV wieku, ponoć nigdy nie została zdobyta co zawdzięcza wyjątkowemu położeniu (z jednej strony wznosi się nad 150 metrowym urwiskiem), a padła dopiero ofiarą pioruna. Pożar strawił wszystko poza murami. Ruiny tak sobie stoją do dziś, będąc interesująca atrakcją turystyczną.
W niedzielę nasze kolana gotowe były na próbę podejścia do Śnieżnych Kotłów. Wybraliśmy trasę przez schronisko pod Łabskim szczytem, a następnie mieliśmy iść granią do Śnieżnych Kotłów. Nic nie zapowiadało scenariusza, który się później wydarzył. 5km do skraju lasu, skąd szlak wyprowadzał ku schronisku, weszło bardzo dobrze. Trochę kamieni, trochę śniegu, trochę lodu, ale wszystko w porządku. Za to jak tylko wyszliśmy z lasu, dmuchnęło i dmuchało tak, że z naszych terierów zrobiły się owczarki niemieckie z postawionymi na sztorc uszami, a my – pewnie bardziej ja – walczyliśmy, by nas nie zdmuchnęło. Te 200 metrów od lasu do schroniska zajęło nam chwilę. W schronisku uzupełniliśmy zapasy węglowodanów i podjęliśmy próbę wejścia na grań. Ale wiało tak, że posuwaliśmy się bardzo wolno, a przyjemność z tego podejścia malała z każdym krokiem. Jedyny fun miała Lumi z Freyą, albowiem wykorzystując nachylenie stoku skakały ku sobie, tarzały się w śniegu, kotłowały, a wszystko to robiły będąc na smyczy co nie ułatwiało podchodzenia. Po kilkuset metrach zrezygnowaliśmy. Śnieżne Kotły nie uciekną, więc poczekamy na bardziej sprzyjające okoliczności przyrody, by nacieszyć się trekkingiem i widokami.
Te parę dni było nam potrzebnych, by złapać oddech i naładować baterie, które muszą starczyć do czerwca i porządnego urlopu w Norwegii.