Mamo! Jestem z Ciebie dumna! Niewielu 70+latkom chciałoby się tłuc kilkaset kilometrów, wkładać na nagi ciężkie buty, a na plecy ciężki plecak i iść kilka kilometrów pod górę. A to tylko po to, by następnego dnia wstać na długo przed wschodem słońca i dojść na jakiś szczyt, z każdym kolejnym krokiem pokonując nie tylko metry w górę, ale i wątpliwości czy dasz radę. Dałaś!
Śnieżnik to góra, która nie zawsze pozwoli na siebie wejść. Raz dmuchnie zawieją śnieżną, raz zrzuci na wchodzących biegunkę, raz sprawi, że pokona Cię własna kondycja. Nasza historia ze Śnieżnikiem notuje niedokończonych wejść. Porażka Mamy w 2019 sprawiła, że ta góra ciagle była w jej głowie. Albo w głowie były te wspomnienia ze schroniska, gdzie nowo poznani łodzianie szybko się nią zaopiekowali, hojnie częstując Balantines Brasil.
Spędziłyśmy w Masywie Śnieżnika dwa piękne zimowe dni.
Pierwszego dnia podejście z Janowej Góry do schroniska Śnieżnik. Rozbiegowe 6,2 km i kilkaset metrów łagodnie w górę, które nie pozwoliły nam zmarznąć. Herbata i batony utrzymały właściwy poziom energii. Dochodzimy do schroniska, rzucamy plecaki w naszym pokoju, który będziemy współdzielić z wałbrzyskim morsem i dwojgiem Czechów, i rozchodzimy się na indywidualne przyjemności. Dla mnie to zupa pomidorowa, dla Mamy fajurek i kawusia 🙂 No dobra, pomidorówka też wjechała na stół, ale w trzeciej kolejności!
Po krótkiej przerwie opuszczamy dość zatłoczone o tej porze schronisko i udajemy się na rekonesans na Mały Śnieżnik. Przyjemny spacer leśną drogą, ale szczyt – nawet jeśli pozostają wątpliwości, czy na pewno był w tym miejscu – taki „w środku niczego i z widokiem na nic”. Jedynie na zejściu, przy dobrej widoczności, pięknie odsłania się … Śnieżnik.
Wieczór spędzamy studiując historię schroniska i delektując się grzanym winem.
Rano pobudka bardzo wcześnie, jakkolwiek obiektywnie trzeba przyznać, że przespałyśmy ponad 10 godzin. Jakość spania w schronisku, w dodatku w wieloosobowym pokoju, pozostawia wiele do życzenia, niemniej nie było to istotne tego dnia. Spakowane wieczorem, ubieramy się i wychodzimy w ciemność. Czeka nas ok. 200 metrów górę na odcinku 1,5 km, które od początku zaczyna się oblodzonym mocnym podejściem. Kroku dotrzymuje nam nasz współspacz, opowiadając ciekawe historie ze swojego dorobku 7-letniego morsa.
Mama idzie dzielnie pod górę, choć widzę, że jest jej ciężko. Na końcówce odliczamy po 70 kroków, choć czuję, że Mama trochę oszukuje w liczeniu 🙂 W końcu jednak zza mgły, która spowija wszystko odbierając nadzieję na jakościowy wschód słońca, wyłania się nowa wieża na Śnieżniku.
Mama zaprzecza, zrzucając to na pot na twarzy, ale chyba ma łzy szczęścia w oczach. To cudny widok 🙂 Wiem, że jest szczęśliwa, a ja razem z nią. Spełniła marzenie i pozwoliła mi być jego częścią! 28 stycznia 2024 jako pierwsza w swojej kategorii wiekowej stanęła na szczycie 🙂
Wracamy do schroniska gdy jest już całkiem widno. Zjadamy ze smakiem jajecznicę, pakujemy resztę rzeczy i schodzimy na dół.
W drodze powrotnej zahaczamy jeszcze o przepiękny pałac Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim, który będzie jeszcze piękniejszy, gdy skończy się jego remont.