Początek września to dobry czas na spontaniczny wyjazd. Tym razem na cel obieramy znane nam Arco, w którym zakochaliśmy się jakieś 4 lata temu. Razem z dwoma terrierami ruszamy kamperem na kilka dni aktywności w dolinie rzeki Sarca, blisko jeziora Garda i u podnóży Dolomitów.
Podróż zajmuje nam półtora dnia (16 h) z przystankiem w austriackim Mondsee, gdzie niepomni niczego wbijamy się w triathlonowy puchar świata, a w związku z czym znalezienie miejsca postojowego na noc zajęło nam nieco dłużej.
Jedziemy przez Czechy, Austrię i Niemcy ( i potem znów przez Austrię), ten wariant bowiem, choć płatny, wydawał się być najoptymalniejszy. Drogę powrotną robimy zresztą w ten sam sposób.
Campeggio d’Arco ma znakomite położenie, u podnóża Monte Colodri, na szczyt której biegnie jedna z popularniejszych via ferrat. Od niej zresztą zaczynaliśmy naszą przygodę z żelaznymi drogami te kilka lat temu.
Przestronny kemping o zróżnicowanym charakterze dysponuje wszelkimi udogodnieniami, jakie potrzebne są w takim miejscu. W przypadku braku miejsca, w alternatywie jest zawsze Camping ZOO, ale położony jakiś 1 od miasta, co już robi różnicę w codziennych spacerach.
Te kilka dni przetraciliśmy tutaj na różnorodne aktywności. I choć Arco jest przede wszystkim destynacją wspinaczkową, oferując ponad 1000 rozmaicie wycenianych dróg na pobliskich skałach, to też doskonała baza wypadowa do via ferrat czy trekkingów, przez którą przebiegają wspaniałe ścieżki rowerowe. Bliskość jeziora Garda (ok. 5-7 km) otwiera z kolei masę możliwości do uprawiania rozmaitych sportów wodnych.
W pierwszej kolejności były góry, jako sposób na zmęczenie naszych dziubdziutków. W bezpośredniej okolicy jest kilka fajnych (bardziej lub mniej wymagających) szlaków, które doskonale nadają się również dla czworonogów. No może poza samym szczytem Monte Colodri, gdzie króluje krzyż i ostro zakończone kamienie, na których swoje piętno swojego czasu odcisnął lodowiec.
Ceniga-Monte Colt-Monte Colodri-Arco
Ponad 10km szlak, który po wejściu na docelową wysokość wiódł granią pomiędzy szczytami Monte Colt i Monte Colodri oferując wspaniały widok na dolinę rzeki Sarca, samo Arco i masyw Monte Bondone.
Bosco Caproni & fortyfikacje w Vastre
Ok 7 km szlak, który najpierw wiedzie przez kopalnie oolitow, w których zorganizowane było normalne życie osadników i górników. Biały pył zostaje na butach i łapach, wnętrza kopalni dają nieoceniony chłód w upalne dni, a ściany zewnętrzne stanowią dziś miejsce zmagań najlepszych wspinaczy, albowiem wycena dróg nie schodzi poniżej 7 🙂 Z zapartym tchem śledziliśmy niemiecką parę, która probowała swoich sił na takim 8b!!! Materiał skalny wydobywany w kopalni, był z pewnością wykorzystany do budowy murów i okopów wojennych, ktore zostały zbudowane na drugim zboczu tej samej góry. Dziś są nie lada atrakcją turystyczną oferując przy tym absolutnie spektakularny widok na Arco, dolinę zeki Sarco, jezior Garda i masyw górski leżący naprzeciwko.
Castello d’Arco
Nasz najkrótszy trek z uwagi na ryzyko deszczu (ten ostateczne przyszedł dopiero ze środy na czwartek, będąc efektem ośmiogodzinnej burzy). Zamek, a precyzyjniej jego ruiny, był tym elementem, który pominęliśmy przy poprzednim pobycie, zostawiając go – jak wiele innych – na kolejny raz. Tym razem dotrzymujemy słowa. 200 m przewyższenie pokonuje się bardzo szybko. Ścieżka bywa stroma, ale jest bardzo komfortowa, a gaj oliwny, który pokrywa całe zbocze, daje wytchnienie od upału, które może być dokuczliwe w tych rejonach. Sam zamek został wzniesiony w średniowieczu, pierwsze wzmianki o nim pochodzą z XII wieku. Zbudowany przez lokalnych władców, chyba nigdy nie odegrał większej roli. Niemniej jego posadowienie na skale, z której rozciąga się 360 stopniowa panorama na dolinę Sarco, jezioro Garda czy okoliczne góry, czyni z niego ciekawą atrakcję dla zwiedzających. Na szczycie został udostępniony park, w którym pies może odpocząć, a zmęczony wędrowiec odsapnąć i napić się kawy … pod warunkiem, że dysponuje gotówką, a nie tylko jej plastikową namiastką 🙂
W drugiej kolejności miały być via ferraty. Z tych udało nam się zrobić Sentiero dei Colodri, czyli wejście na Monte Colodri.
Umiejscowienie zdecydowało o jej atrakcyjności i popularności, a w związku z tym ostrożnie trzeba wybierać czas wejścia. Rano jest nasłoneczniona i zapełniona turystami, dla których to pierwsze spotkanie z żelazną drogą. Nie jest trudna technicznie, ale miejscami jest pionowa i wyeksponowana, a zatem dla kogoś kto ma problem z ekspozycją lub … zapomniał przez cztery lata czym jest ekspozycja pionowa ;), podniesienie poziomu adrenaliny gwarantowane. Gwarantowana jest również eksplozja endorfin, gdy wejdzie się na szczyt i spojrzy się w dół.
Okolice Arco oferują wiele innych via ferrat [link: ], przy czym naszym celem w tegoroczne wakacje była eksploracja Arco i jego najbliższych okolic, a i pogoda była na tyle niestabilna, że nie chcieliśmy ryzykować znalezienia się na skale podczas burzy. Już raz nam się to zdarzyło 🙂
Rowery były naszą trzecią aktywnością, a w Arco było zatrzęsienie rowerzystów wszelkiej maści. Od semi-profi kolarzy, którzy – nie wiedzieć czemu ??? – nie znaleźli się w szerokiej kadrze najlepszych kolarskich drużyn (!!!), przez takich jak my, co to dużo wiedzą i mają, ale potrafię nieco mniej, po seniorów, dla których takie miejsca otworzyły się wraz z nastaniem ery elektryków. I to czyni okolice Gardy wspaniałym miejscem dla każdego.
Nasza pierwsza przejażdżka szosowo-krossowa (Fibak na szosie, ja na górskim przerobionym na krossowy) była zresztą nad Gardę. Z Arco biegnie wspaniała widokowo ścieżka, która dochodzi do jeziora Garda od północy. A stamtąd można jechać wszędzie. Do Torbole, miejsca gdzie rządzą winnice, do Riva del Garda – takich naszych Międzyzdrojów, czy wreszcie wrócić do Arco od drugiej strony.
Kolejna wycieczka rowerowa powiodła nas w drugą stronę, za Dro. Tutaj trasa rowerowa biegła wzdłuż rzeki Sarco z jednej strony, wzdłuż winnic z drugiej strony. Przeprowadziła nas przez malutkie acz urokliwe Dro czy przez Ponte Romano w znanej nam miejscowości Ceniga. Doznałam pierwszego w życiu blackout na rowerze, co było efektem błyskawicznego spadku cukru. W konsekwencji zatrzymałam się w winnicy, czekając na męża, którym w tym czasie palił się na 20% podjeździe. Jako dobra żona zamówiłam mu kieliszek wina zanim dojechał 🙂
Samo Arco będziemy również wspominać z wyjątkowym sentymentem. Nasze terrierorystki zmuszały nas do spacerów o różnych porach, dlatego mieliśmy szansę na zwiedzanie miasta podczas porannej ciszy, popołudniowej siesty czy wieczornego zgiełku.
Płynąca przez miasto rzeka Sarco okazała się być również znamienna w leczeniu traum naszej Fifi. Dotychczas bowiem nie lubiła wody, ale po kilku dniach w Arco wchodziła do niej sama i, chyba mimo wszystko, z przyjemnością biorąc pod uwagę dokuczający nam skwar. Dziewczyny sprawdziły się w podróży, będąc niekłopotliwymi pasażerkami, które wspaniale dostosowały się do miejsca i okoliczności.
Zakończyliśmy wizytę w Trydencie odwiedzinami w winnicy Toblino (to tam jadłam doskonałe ravioli z grzybami 4 lata temu, niedoścignione w smaku do dzisiaj), by po kolejnych 28 godzinach zameldować się w domu! Kochamy takie spontony!