Na Sylwestra miało być wejście na Śnieżnik. Pod takim znakiem planowany był ten wyjazd. Ale jak to się zwykle dzieje, człowiek plany robi, a Pan Bóg się z nich śmieje. Nas wyśmiał pięciokrotnie…
Budzimy się dziś wcześnie, by do Międzygórza dojechać jak najwcześniej. Marcyś jest już ubrany w bieliznę termoaktywną, gdy zaczyna narzekać na ból brzucha. Chwilę potem pędzi biegiem do toalety, bieliznę zdejmując w trakcie. Zmiana planów nieunikniona. Łukasz zostaje z Marcysiem, któremu pomogła no-spa i sen, a my, z ekipą powiększoną o Iwa (syna Marty) i Agnieszkę (mamę Rafała) wyjeżdżamy w kierunku Masywu Śnieżnika.
Mam wyrzuty sumienia, że może zbyt zdemonizowałam Śnieżnik i Marcyś się go wystraszył, reagując biegunką na stres. Dopiero czas pokaże, że wyrzuty sumienia były niepotrzebne …
Na parkingu w Międzygórzu moc samochodów i ludzi, co oznacza, że nie będziemy mieć szlaku tylko dla siebie. Plecaki na plecy, smycze i/lub kijki w ręce i ruszamy czerwonym szlakiem. Idziemy może 45 minut, gdy nagle Rafał zaczyna narzekać na ból brzucha. Gdy ciepła herbata nie pomaga, obie z Agnieszką już wiemy, jaki będzie ciąg dalszy tej historii.
Marta z Michałem gonią za Iwo, który wystrzelił do przodu jak przystało na ambitnego sportowca. Lucy z Mikiem i chłopcami próbowali na nas czekać, ale częste pit-stopy Rafała mocno by ich wychłodziły, więc zasugerowałyśmy, by szli nie czekając na nas. A więc poszli. Rafał mocno cierpi, ale każdorazowy przystanek przynosi ulgę, więc Młody się waha co robić dalej.
Wracamy czy kontynuujemy marsz? Obie opcje były grane, ostatecznie jednak Rafał wyraża ochotę, by spróbować dojść chociaż do schroniska. Tak więc idziemy dalej pod górę.
Na skalnym występie, który oferuje niesamowity widok na skąpaną w słońcu Czarną Kopę, odpoczywamy chwilę robiąc zdjęcia i posilając się kanapką. Humorów nie psuje nawet incydent z panem, któremu nie podobają się nasze psy. Tu wszystko zapowiadało się już całkiem dobrze. Tak dobrze, że zaczęłam nawet myśleć, że może uda nam się dojść na szczyt i spotkać resztę ekipy, która bez przygód szczęśliwie weszła i zeszła ze Śnieżnika 🙂
Entuzjam był jednak na wyrost. Nie dochodzimy jeszcze do schroniska, a Młody ponownie musi szukać intymności w lesie. Podchodzimy pod schronisko, a miejsca intymnego muszę szukać i ja. Chwilę po starcie, na szlaku powrotnym, ta sama potrzeba goni również Agnieszkę. Później dowiadujemy się również, że klątwa niedogotowanych klusków śląskich dopadła także Łukasza. Na szczęście rok 2020 się kończy, a wraz z nim nasza nieco „posrana” historia 🙂