- Christchurch czyli już w kraju Władcy Pierścieni
- Pierwsze spotkania z nowozelandzką naturą
- Doliny Alp Południowych
- Na nowozelandzkich drogach …
- Nie dla nas Kepler Track
- Nad Jeziorem Wakatipu
- Glacier Burn Track
- Zwiastuny końca wakacji …
- Pod górkę i z górki, z wodą w tle …
- Dojeżdżamy do Rohanu …
- Krajobrazowy zawrót głowy…
- Naleśniki w Punakaiki i meszki w Rotoriti
- Jesteśmy Winni …
- Wschodnie wybrzeże i jego natura
- „Delfiny rozbiły system …”
- Wellington czyli już na Wyspie Północnej
- Tongariro Alpine Crossing
- Nad jeziorem Taupo, gdzie kradną jaja …
- Gorąca haka …
- Bez mydła nie pójdzie …
- Hobbiton czyli „Tam i z powrotem” …
- Piha czyli hawajski zakątek Nowej Zelandii
- Ka Kite Aoteroa!
- Aoteroa Nowa Zelandia – podsumowanie i porady praktyczne
Bogactwo wrażeń dzisiejszego dnia oddałyby w zasadzie tylko zdjęcia, gdyż emocjonujące spotkania z dziką naturą trwały od samego rana, niemalże od zwinięcia namiotu i kupienia kawy.
Kotiki nowozelandzkie (New Zeland Fur Seals) spotkaliśmy na Point Kean. Tak blisko fok jeszcze nie byliśmy nigdy. Dostępu do nich broniły mewy i czarne ptaki z czerwonymi dziobami. Najpierw wredne pozowały do zdjęć, a potem nas atakowały, gdyż niepomni tego, przechodziliśmy zbyt blisko gniazd. Fibak musiał się bronić saszetką, nam wystarczyło schylanie głowy. Za to foczki nic sobie nie robiły z naszej obecności. Otwierały oko, badały czy nie ma harpunów i relaksowały się dalej. Najwyraźniej był to dla nich sezon rozrodczy, gdyż wokół było mnóstwo młodych 🙂
Podczas rejsu Whale Watch, co było najlepiej zainwestowanymi we wrażenia 150 dolarami, mamy okazje podziwiać kaszalota spermacetowego (Sperm Whale), największego uzębionego drapieżnika. Te zwierzęta, po bliższym poznaniu, są niesamowite. Potrafią nurkować na głębokość 3000 metrów, staczają walkę na smierć i życie z gigantycznymi kalmarami, polują na rekiny (również żarłacze białe) i muszą zjeść około tony pożywienia dziennie. Organ spermacetowy umieszczony w głowie produkuje olej, który jest przechowywany w tej samej głowie i jest go nawet około 2,5 tony. Olej ma wszechstronne zastosowanie, dlatego wieloryby te były obiektem pożądania wielorybników od dawien dawna. Na szczęście od 1964 zaprzestano zabijania wszelkich wielorybów w Nowej Zelandii, a od 1972 roku polowanie na wieloryby jest całkowicie zabronione prawem.
Kaszalot wprawił nas w zachwyt, ale – jak rzekła Mirka – to „delfiny rozwaliły system”. Setki zwierząt uprawiających magiczne akrobacje. Aksle, tulupy, ritbergery, pojedyncze, podwójne, potrójne. Osobiście doznałam takiego oczopląsu, że jedynym rozsądnym wyjściem było wyłączenie aparatu i podziwianie tego spektaklu oczami. Delfiny (Dusky Dolphins), a w zasadzie delfinowce, były niezwykle towarzyskie. Wypływały spod naszej łodzi, trzepotały ogonami jak podlotki trzepocą rzęsami, tańczyły, pląsały i uwodziły. A my z dziobami otwartymi na pełną szerokość staliśmy i nie umieliśmy się skupić.
Na koniec rejsu znów kotiki. Było ich tylko kilka, ale stanowiły klamrę zamykającą dzisiejszy dzień. W milczeniu jechaliśmy do Picton, skąd jutro dopłyniemy na wyspę północną. Wieczorem popijajamy rieslinga z Giesen w hostelu o nazwie Tombstone, gdzie życzą nam Rest in Peace, najwyraźniej z uwagi na cmentarne sąsiedztwo obok 🙂
Komentarze (2)
Piękne zdjęcia, żałuje tylko, że Fibak machający saszetką nie został uwieczniony!!!!!!!
Trzymajcie się ciepło, ja pozdrawiam z Portugalii.
Szybko machał saszetką ? pozdrawiamy z promu na wyspę północna ?