This post is part of a series called Nowa Zelandia 2019
Show More Posts
- Christchurch czyli już w kraju Władcy Pierścieni
- Pierwsze spotkania z nowozelandzką naturą
- Doliny Alp Południowych
- Na nowozelandzkich drogach …
- Nie dla nas Kepler Track
- Nad Jeziorem Wakatipu
- Glacier Burn Track
- Zwiastuny końca wakacji …
- Pod górkę i z górki, z wodą w tle …
- Dojeżdżamy do Rohanu …
- Krajobrazowy zawrót głowy…
- Naleśniki w Punakaiki i meszki w Rotoriti
- Jesteśmy Winni …
- Wschodnie wybrzeże i jego natura
- „Delfiny rozbiły system …”
- Wellington czyli już na Wyspie Północnej
- Tongariro Alpine Crossing
- Nad jeziorem Taupo, gdzie kradną jaja …
- Gorąca haka …
- Bez mydła nie pójdzie …
- Hobbiton czyli „Tam i z powrotem” …
- Piha czyli hawajski zakątek Nowej Zelandii
- Ka Kite Aoteroa!
- Aoteroa Nowa Zelandia – podsumowanie i porady praktyczne
Ostatnie półtora dnia, od chwili przyjechania do Blenheim, spędzamy na realizacji marzenia Mirki, czyli błądzenia po winnicach regionu Marlborough. W zasadzie ten region słynie na świecie ze swojego Sauvignon Blanc, czyli białego wina o charakterystycznym cytrusowym aromacie, które dobrze schłodzone najlepiej smakuje w letnie rozgrzane popołudnie. W smaku wyczuwalne są ponoć marakuja i cytrusy. Ponoć, gdyż dla mnie jest za kwaśne zarówno w smaku jak i zapachu, ale jak twierdzi Mirka, nasz kiper na pokładzie, widocznie nie jest to moje wino.
Wczorajszego dnia rzutem na taśmę zwiedziliśmy trzy winnice, fabrykę czekolady i browar.
Zaczynamy od Saint Clair, gdzie Ashley dość ubogo wlewa nam wina do kieliszków. Wystarczyło to jednak, by Riesling Block 9 2018 powalił nas na kolana. Wszystkich, łącznie z Mireczką, która w tamtym momencie jeszcze nie wiedziała, że rieslingi są jej ulubionym winem 🙂 Wszystkich, choć Łukasz jako nasz kierowca, który do tej roli zgłosił się z własnej i nieprzymuszonej woli, zamoczył jedynie usteczka.
Rock Ferry to maleńka, kameralna i rodzinna winnica specjalizująca się w winach, których ja nie testowałam. Wszak Pinot Noir, Sauvignon Blanc, Pinot Rose, Pinot Blanc Egg Ferment to nie moja bajka. Natomiast odkryciem był Sauvignon Blanc z 2014 roku, który miał posmak zielonej papryki, bardzo nietypowy dla klasycznego wina tego gatunku z tego regionu. Mirka zachwycona, wyszła bogatsza o jedną butelkę i biedniejsza o 30 dolarów.
Tuż przed zamknięciem wbijamy się do winnicy Fromm. Testujemy na szybko cztery rodzaje win i ku naszemu zaskoczeniu wygrywa Pinot Gris. I znów, bogatsi o flaszeczkę, biedniejsi o kolejne dolary opuszczamy winnicę.
Fabryka czekolady nie zrobiła na nas większego wrażenia, może dlatego, że do testowania było niewiele, w dodatku z orzechami, tłum w sklepie z pudełkami czekoladek. I tylko szkoda, że rękawiczki, którymi pani maczała trufle w czekoladzie, lądowały w koszu. Natomiast browar Moa, bardziej niż z piwem, kojarzyć się będzie z pysznymi hamburgerami.
Dzisiaj zaczynamy od samego rana, gdyż winnic w najbliższym rejonie jest bardzo dużo. Dla turystów powstały mapy Marlborough Wine Trail, które służą nam od wczoraj za przewodnik, a które są dostępne w każdej winnicy i w każdym hotelu.
Pierwsza winnicą jest Cloud Bay, marzenie Mirki jako najbardziej rozpoznawalny producent Sauvignon Blanc z Marlborough w Polsce. Obejście winnicy urokliwe. Ale jakież było rozczarowanie winem, komercją, masowym podejściem oraz cenami, które absolutnie odstają od wszystkiego co widzieliśmy i wcześniej i później.
Za to The Hunters, jedna z najbardziej nagradzanych winnic z Nowej Zelandii na świecie, urzekła nas niesamowicie. Po pierwsze historią właścicielki Jane, która jest jedną z najbardziej wpływowych kobiet w branży, a po drugie obsługą, dokładnie taką jakiej byśmy oczekiwali po winnicy. A Chardonnay 2018 z kolei powaliło na kolana Mirkę, która nie lubi Chardonnay. Na mnie to wino podziałało tak, że wyskoczyła mi gęsia skórka na rękach, a twarz się zasłoniła ponczo. I bynajmniej nie z powodu zadowolenia czy satysfakcji.
Po tych dwóch winnicach przerwa lunchowe w Moa, gdzie przytuliliśmy po pysznym hamburgerku, w myśl zasady, by nie lekceważyć podkładu. Obsługa wykazała się wprawdzie brakiem poczucia humoru, ale i tak nie przeszkodziło nam to w konsumpcji.
Z Framigham, domu rieslinga, wychodzimy zawiedzeni. Raz, że czosnek w hamburgerowym sosie przeszkadza dość mocno w degustacji, dwa, że poza jednym Rieslingiem Select, wszystkie smakują jak … Sauvignon Blanc 🙂
Winnica Forrest również zapisze się w naszej pamięci. Raz, że bardzo interesująca historia właściciela, Johna Forresta, dwa, że ciekawie zorganizowana degustacja. A na koniec odkrycie jakim był Petit Manseng. Białe wino, o owocowym smaku i intensywnym zapachu, które szalenie mi smakowało. Może dlatego, że było lekko rieslingowe 🙂
Dwie kolejne winnice, Gibbson Bridge oraz Wairau River, zwiedzamy po łebkach. Gibbson był zbyt posh, a w Wairau River pies z kulawą nogą się nami nie zainteresował. Zresztą, półki jak w supermarkecie nie wyglądały zbyt zachęcająco.
Po przeciwnej stronie ulicy odwiedzamy Giesen, a tam rieslingowe niebo. Estate Riesling 2018 to najczęściej sprzedawany w Nowej Zelandii riesling. I smakuje absolutnie obłędnie. Do teraz byłam przekonana, że nie pobił tego z St. Clair, ale po wypiciu kolejnego kieliszka już wcałe nie jestem taka pewna 🙂
Ostatnia winnica to Brancott Estate. Wina nie zachwyciły, zwłaszcza że były pite tuż przed zamknięciem, na szybko, ale widoki… Ktoś nam powiedział, że to najpiękniej położona winnica w Marlborough i prawdopodobnie się nie pomylił. Winnice na 1620 hektarach wzgórz nie mogą wyglądać źle, zwłaszcza w popołudniowym słońcu, które zaczęło wychodzić zza burzowych chmur. Cały dzień pogoda dała nam w kość. Takiego deszczu nie pamiętają sami Nowozelandczycy, ale na koniec Brancott Estate zalśniło w słońcu …
Pokusiliśmy się o naszą klasyfikację odwiedzonych winnic pod kątem wina, obsługi i położenia.
Brancott Estate wygrywa pod kątem położenie bezdyskusyjnie, The Hunters, Forrest i Rock Ferry zapisały się dużymi zgłoskami jeśli chodzi o obsługę, a wino?! No cóż, każdy ma swoich dwóch faworytów 🙂 Mirka odkryła, że lubi starsze roczniki Sauvignon Blanc, jak ten z 2014 wyprodukowany w Rock Ferry oraz Chardonnay 2018 z The Hunters. Rieslingi z St. Clair i Giesen podbiły serca Asi, Łukasza i moje, a dodatkowo Fibak zakochał się w Chardonnay z Rock Ferry, Asia w Rieslingu z The Hunters, a ja w Petit Mansengu z Forrest.
Po tych doświadczeniach rieslingi z Biedronki pewnie nie będą już smakować tak samo, a nawet jeśli będą, to warto było przeżyć dwa dni wystawiając nasze zmysły smaku na pokuszenie 🙂