- W krainie Oz czyli mocne przywitanie z północną Australią
- Kakadu National Park
- Litchfield National Park
- W kierunku Alice Springs! „Where the f*** is Alice?”
- Banka Banka via Mataranka
- Przecinając Zwrotnik Koziorożca
- Alice Springs czyli geograficzny środek Australii
- Uluru – święte miejsce Aborygenów
- King’s Canyon czyli szczęka w dół
- Mamuśki w Sydney
- Odkrywamy tajemnice Sydney
- Witamy w Górach Błękitnych
- Góry Błękitne
- Grand Pacific Drive
- Wallaby, Wallaroo, Kangaroo
- Święto Niepodległości na Górze Kościuszki
- Lake Entrances
- Wilsons Promontory National Park
- Przez Great Ocean Road do 12 Apostołów
- 12 Apostołów i inne cuda …
- Na koniec Melbourne
- Pożegnanie z Australią czyli porady praktyczne
Po dwóch dniach, podczas których my przemieszczaliśmy się ze środka Australii do Sydney, gubiąc kolejne godziny na osia czasu, i załatwialiśmy sprawy organizacyjne, nasze Mamuśki były już w podróży na drugi koniec świata.
Ostatecznie nasz rodzimy Klub Technika powitaliśmy dziś o 7.30 rano. Zmęczone, niewyspane i spragnione dobrej kawy, sądząc po tym jak szybko opróżniły mój kubeczek. Dajemy im chwilę czasu na prysznic, śniadanie, nadrabiamy zaległości konwersacyjne i ok. 14.00 wychodzimy do miasta.
Dla nas to też w zasadzie pierwszy dzień w mieście, albowiem wczoraj gigantyczna burza z deszczem jak spod prysznica, pokrzyżowała nasze plany zwiedzania Sydney. Ograniczyliśmy naszą aktywność do odebrania auta i zrobienia zakupów.
Zaczynamy od Sea Life Aquarium. Prawie półtorakilometrowa trasa zwiedzania wypełniana akwariami, w których pływały wszelkiej maści rekiny, płaszczki, bieługi, meduzy, żółwie, słodkowodne krokodyle, koniki morskie, ryby piły, oraz cała gama kolorowych rybek z okolic Wielkiej Rafy Koralowej. Akwarium robi wrażenie nawet jeśli takich miejsc na świecie widziało się już kilka. Rozmach z jakim zaprojektowano baseny jest imponujący.
Największą ekscytację jednak czuje się wchodząc do sekcji antarktycznej, gdzie niska temperatura zwiastuje z jakimi mieszkańcami będziemy mieć do czynienia. Pingwiny. Niebieskie, białobrewe czy cesarskie. Wszystkie cudne i pozornie nieporadne, ujmują swoją opiekuńczością w stosunku do siebie nawzajem i wysiadywanych przez siebie jaj. A krótka przejażdżka łódką w tych niskich temperaturach tylko dopełniła wizytę w królestwie tych magicznych ptaków.
Po wyjściu z akwarium, mamy chwilę na spacer wzdłuż Darling Harbour. Czekamy na statek, którym będziemy pływać po zatoce, ciesząc swoje oczy imponującym downtown, niesamowitym Harbour Bridge czy wreszcie ikoną Sydney oświetloną przez ciepłe światło zachodzącego słońca.
Opera House w Sydney. Zaprojektowana przez duńskiego architekta Jørna Utzona, oddana do użytku publicznego na początku lat siedemdziesiątych, od 2007 znajduje się na liście dziedzictwa światowego UNESCO. Jest mniejsza niż się wydawała na wszystkich zdjęciach, ale to w żaden sposób nie umniejsza jej wielkości. Jest absolutnie wspaniała. Patrząc na nią uświadamiałam sobie, jak spełnia się moje kolejne marzenie. Radość na twarzach Mam była widoczna aż nadto, mimo zmęczenia, które usypiało je co chwilę na kilka sekund. Pyszny kwaskowy cydr i zimne piwo uzupełniły poziom satysfakcji, które czuliśmy w tym momencie.
Rejs trwał półtorej godziny. Słońce zaszło więc był to dobry moment na powrót do hotelu i zafundowanie sobie zasłużonego odpoczynku.
W końcu jutro też jest dzień …
Komentarze (2)
Mamy wyglądają na zachwycone. Downtown rzeczywiście fantastyczne. Udanego następnego dnia.
Te ryby na jednym zdjęciu to nawet wyglądają na jadalne. Jakby do naszych śledzi podobne… Blacha, szkoło nowoczesność. Pewnie każdy budynek mający 50 ma status zabytku. Te akwaria to coś fajnego.