- W krainie Oz czyli mocne przywitanie z północną Australią
- Kakadu National Park
- Litchfield National Park
- W kierunku Alice Springs! „Where the f*** is Alice?”
- Banka Banka via Mataranka
- Przecinając Zwrotnik Koziorożca
- Alice Springs czyli geograficzny środek Australii
- Uluru – święte miejsce Aborygenów
- King’s Canyon czyli szczęka w dół
- Mamuśki w Sydney
- Odkrywamy tajemnice Sydney
- Witamy w Górach Błękitnych
- Góry Błękitne
- Grand Pacific Drive
- Wallaby, Wallaroo, Kangaroo
- Święto Niepodległości na Górze Kościuszki
- Lake Entrances
- Wilsons Promontory National Park
- Przez Great Ocean Road do 12 Apostołów
- 12 Apostołów i inne cuda …
- Na koniec Melbourne
- Pożegnanie z Australią czyli porady praktyczne
O 1.30 w nocy zostawiamy Indonezję daleko w tyle i lecimy do Australii, a konkretnie do jej Północnego Terytorium ze stolicą w Darwin. Lot trwał zaledwie 2,5 godziny i był bardzo spokojny. Półtora godzina różnica czasu spowodowała, że w Australii jesteśmy o 5.30, czyli … noc w plecy!
Australia ma bardzo restrykcyjne zasady wjazdu, głównie w zakresie bio-ochrony ich terytorium. Dlatego musieliśmy się tłumaczyć z butów po Nepalu, liofilizowanej owsianki i chilli sin carne, a także bambusowej strzałki, którą rzutem na taśmę kupiliśmy jako pamiątkę z Indonezji. Wszystko jednak odbyło się sprawnie i w bardzo miłej atmosferze. Czarny labrador, który mnie początkowo wystraszył, sprawdził, że nie wwozimy do kraju kangura żadnych środków odurzających. Straż graniczna też nie miała do nas żadnych „ale” i tak oto jesteśmy w Australii.
Lotniskowym shuttle busem, którym kierowała przemiła straszą pani, podjeżdżamy do naszego hotelu. Mniej miły straszy pan na recepcji, chciał nas przerobić na 15 dolarów za wcześniejszy check-in, ale na szczęście słowo pisane ma jeszcze moc. Za to przerobił nas później na śniadaniu …
Odsypiamy nocne zaległości, ale koło południa idziemy na głównej atrakcji Darwin. Crocosaurus Cove czyli gadzi ośrodek rozrodczy, który przyciąga turystów, głównie z uwagi na krokodyle słodko i słonowodne, w które obfituje Terytorium Północne. My nie chcemy być dziś jedynie odwiedzającymi. Chcemy stanąć oko w oko z „saltie” w jego basenie, choć dzielić nas będzie klatka w grubego pleksi.
Najpierw jednak z daleka podziwiany Wendella, Axla, Leo oraz Williama i Kate, których imiona nie są przypadkowe. Zdjęcie brytyjskiej pary książęcej wisi na klatce sugerując, że krokodyla para ma również za sobą bujną przeszłość i dobrze im idzie rozmnażanie 🙂
Następnie zwiedzamy terrarium, w którym widzimy najbardziej charakterystyczne gady Australii, węże, jaszczurki, krokodyle, żółwie. Australijskie Terytorium Północne zdaje się być dumne z faktu, że jest domem dla 11 z 11 najbardziej jadowitych węży świata.
Chwilę potem jest pokaz karmienia pytona. Jesteśmy świadkami jak pożera martwego szczura, i nawet jeśli w samo w sobie jest to brutalny pokaz jak działa łańcuch pokarmowy, to jednak byliśmy pełni uznania jak fantastycznie działają mięśnie węża, który zwija się i rozwija, by zmieścić w sobie pokarm szerszy od siebie samego. Nakarmiony pyton ląduje w drewnianej skrzynce, a w naszych rękach jaszczurka i inny wąż, również pyton. Nie dziwi mnie już, ale wciąż zachwyca miękkość gadziej skóry. Zdaje się, że Łukasz był również pod wrażeniem …
W dalszej kolejności odwiedzamy żółwie. Te wydają się miłe i spokojne, ale to tylko pozory. Potrafią się nawzajem krzywdzić, czy to walce o pożywienie czy w walce o samicę. Nie wiedziałam, że żółwie są mięsożerne, nawet jeśli jest to mięso ryby, kraba, krewetek czy ślimaków.
Przed bliższym poznaniem dużych krokodyli robimy sobie przerwę na lunch, bo całe to karmienie zwierząt i w nas wywołało poczucie głodu. Następnie zapoznajemy się z Wendellem, Axlem, Leo oraz Williamem i Kate, którzy spółkują na dobre nic sobie nie robiąc z dużej publiczności.
Tymczasem zbliża się 16.00 i czas na nasza Death Cage. Idea jest taka, że wsadzają cię w klatkę z tworzywa sztucznego, która następnie jest częściowo zanurzana w basenie, w którym pływa sobie saltie. Większość miała przyjemność poznać się dzisiaj z Williamem i Kate, ale nam przypadł w udziale Wendell. Początkowo okaleczony saltie o długości 5,5 metra i 800 kg wagi wydawał się ospały i kompletnie niezainteresowany naszą obecnością, ale kilka kawałków mięsa obudziło w nim instynkt łowcy. Krążył wokół nas jak wokół potencjalnej zdobyczy, i nawet jeśli dzieliła nas kilkucentymetrowa klatka z pleksi, adrenalina w nas buzowała. Nasze oczy i oczy Wendella dzieliła tylko ta klatka, był tak blisko, że mogłam policzyć jego zęby czy wypustki kostne na grzbiecie. Było to przerażająco-ekscytujące doświadczenie. Największy gad na świecie, w dodatku kwintesencja tego, czym kiedyś były dinozaury, największy drapieżnik, był koło nas na wyciągnięcie ręki. 15 minut niestety minęło bardzo szybko, ale te emocje zapamiętamy na bardzo dłuuuugggooo….
Po wizycie w Crocosaurus Cove ogarniamy się nieco logistycznie, albowiem jutro wyjeżdżamy do Kakadu National Park, i kończymy kolacją przy winie nasz pierwszy dzień w Australii.
Komentarze (2)
G’day chyba tak się to pisze. Ale by tu sobie wybrał surowców na galanterię że nawet transgatunkowej Spurek by żuchwa wyskoczyła z zawiasów jak pytonowi przy obiedzie. Ciekawe czy te pytony to nioski czy tucz?
Wąż pożera większą, czasami , od siebie zdobycz bo ma w pysku tzw. kość kwadratową, która umożliwia mu otworzenie pyska nad wyraz szeroko. Ale, ale… Małgosiu masz nietęgą minę jak ten potwór zbliżył się do Ciebie :))) A węży proszę do domu nie kupować, bo koniec z naleśnikami będzie !!! – to ja mama Hania