- Namaste Nepal
- Kathmandu – miasto Buddy o hinduskich oczach
- Krętymi drogami Nepalu
- Himalajskie góry bez zboczy
- Dla jednych to już góry, dla innych zaledwie wzgórza.
- Trek z widokiem na Manaslu
- Pisang czyli u podnóży gór wysokich
- Manang czyli ostatni przyczółek cywilizacji
- Aklimatyzacja w Manang
- Droga Mleczna w Himalajach
- Ostatni sprawdzian przed jutrem …
- Przełęcz Thorung La
- Mustang i dwie godziny strachu
- Walka w błocie
- Śladami Hajzera i Kukuczki do Ghorepani
- Wschód słońca nad Annapurną
- W paszczę tygrysa bengalskiego …
- Przyczajony nosorożec, ukryty tygrys
- Trek wokół Annapurny
- Nepal 2019 – porady praktyczne
Cudownie jest nie musieć wstawać o 5.50. Dzisiaj odpoczywamy, aklimatyzujemy się i przygotowujemy do kulminacyjnych dni podczas tego trekkingu. Z samego rana ogarnęliśmy logistykę związaną z zapewnieniem nam świeżej wody oraz czystych ubrań. Łukasz po raz kolejny uruchomił pralkę Scrubba, dzięki czemu może yeti nas nie wytropi w górach, a przynajmniej nie po zapachu 🙂
Po śniadaniu, na które podano jajecznicę z najpierw gotowanymi, a później podsmażonymi ziemniakami, wyszliśmy na trekking aklimatyzacyjny na górę Chhonger. Najpierw opuszczamy Manang, schodzimy do rzeki, podchodzimy na miejsce widokowe, skąd widać jezioro Gangnapurna. Jezioro ma charakter polodowcowy, ale jego woda, wbrew oczekiwaniom, ma kolor brudnego turkusu. Ładnie, ale trzeba nam już czegoś więcej, aby urwało cztery litery.
Trawersujemy wzniesienie. Ścieżka jest szeroka, a kamieniste zbocze nie budzi strachu. Trawers doprowadza nas do właściwej góry, pod którą trzeba podejść. Ścieżka wiedzie wąskimi zakosami, czasem ostrzej, czasem łagodniej, ale nie nastręcza żadnych trudności. Nie wiadomo kiedy i już jesteśmy na szczycie.
A tam sklepik, w którym można się napić herbaty lub kupić magnes. My jednak darujemy sobie przerwę i idziemy ciut dalej na punkty widokowe. Roztacza się z nich malowniczy widok na Manang i otaczające wioskę góry. Niebo jest delikatnie zachmurzone, co dodaje nieco dramaturgii scenerii, zza chmur co i rusz jednak wychodzi słońce. Spacerujemy po grani szczytowej i napawamy się widokiem. Jedna z nich budzi mojego demona, ale z pomocą Fibaka nie tylko wchodzę na szczyt, ale powtarzam ten ruch również samodzielnie. Faktycznie, podejście numer dwa wydawało się łatwe 🙂
Kolejne wzgórze, na które wchodzimy, oferuje widok na lodowiec który przykrywa Gangnapurnę. Sam szczyt jest schowany pod kołdrą ciężkich, śnieżnych chmur, ale sam lodowiec prezentuje się imponująco. I tylko dźwięki, które co i rusz przecinają okolicę, przypominają nam, że to są góry wysokie, na których jest śnieg i lód, a te czasem schodzą na dół. Tak, gdzieś niewątpliwie zeszła lawina.
Nasyciwszy zmysły widokiem, siadamy w sklepiku, by kupić magnes i napić się herbaty. Nie tylko dlatego, że fajnie jest usiąść i pokontemplować w ciszy naturę, ale również dlatego, by uzupełniać płyny. Co dzień mamy wypijać po 5 litrów, co nawet dla wielbicieli herbat i picia generalnie, może być nie lada wyzwaniem.
Herbata wypita, chmury coraz bardziej ciemnieją, czas schodzić. Naszego przewodnika puściliśmy już przodem, więc teraz to Łukasz prowadzi. I tak mnie wyprowadza, że zamiast iść oczywistą ścieżką, tą samą, którą tu przyszliśmy, trawersujemy zbocze na szczycie urwiska. Zamiast szerokiej ścieżki opadającej ku kamiennemu zboczu, idę wąziutką granią, gdzie po lewo mam pionową przepaść, po prawej ostre piarżyste zbocze. Mruczę pod nosem ciepłe słowa w kierunku mojego męża, choć wiem, że on w ten sposób chce pomóc przełamać mi lęki nieznanego pochodzenia. Bezpiecznie schodzimy na dół i kierujemy się do Manangu.
Drobne zakupy turystyczne uzupełniające nasze zapasy, zjadamy lunch i idziemy chwilę odpocząć 🙂 Popołudniem spotykamy Danielę, która miała nas poznać ze swoim nowozelandzkim kolegą, ale nic z tego nie wyszło, gdyż Michaela nie było w ośrodku. Wymieniamy się namiarami i idziemy do kina. Dziś grają „Everest”, najlepszy film jaki można obejrzeć przed wyjściem w Himalaje. Spłakałam się okrutnie, mimo że historia i film są mi przecież doskonale znane. A od nadmiaru płaczu boli głowa, co w tych okolicznościach nie jest mile widziane. Ech, może noc przyniesie ulgę …