- Namaste Nepal
- Kathmandu – miasto Buddy o hinduskich oczach
- Krętymi drogami Nepalu
- Himalajskie góry bez zboczy
- Dla jednych to już góry, dla innych zaledwie wzgórza.
- Trek z widokiem na Manaslu
- Pisang czyli u podnóży gór wysokich
- Manang czyli ostatni przyczółek cywilizacji
- Aklimatyzacja w Manang
- Droga Mleczna w Himalajach
- Ostatni sprawdzian przed jutrem …
- Przełęcz Thorung La
- Mustang i dwie godziny strachu
- Walka w błocie
- Śladami Hajzera i Kukuczki do Ghorepani
- Wschód słońca nad Annapurną
- W paszczę tygrysa bengalskiego …
- Przyczajony nosorożec, ukryty tygrys
- Trek wokół Annapurny
- Nepal 2019 – porady praktyczne
Nasza podróż do górskiego matecznika czyli Nepalu, zaczęła się wczoraj. O 15.30 wylecieliśmy z Warszawy do Dubaju. Loty dużym samolotem, w tym wypadku Boeingiem 777, są zawsze bardzo komfortowe, a Fly Emirates trzyma jakość w obsłudze, jedzeniu i różnorodności podniebnego baru. Lotnisko w Dubaju to gigantyczny hub tranzytowy. Przejazd z terminalu A na terminal F – jak Fibaki – skąd odlatywaliśmy do Kathmandu, zajął nam prawie 40 minut. Na szczęście zapas czasowy był, więc mogliśmy sobie jeszcze pozwolić na bułę z maka. Fly Dubai to tania linia Emiratów, ale bardzo przyzwoita, zwłaszcza gdy lata się nocą i przesypia się na zombie prawie całą podróż.
Do Nepalu przylecieliśmy ok. 8.30 lokalnego czasu. Ten w stosunku do polskiego jest przesunięty do przodu o 3 godziny i … 45 minut 🙂
Po przylocie czekała nas czteroetapowa „walka” o nepalską wizę. Najpierw papierowy formularz, potem rejestracja online w maszynie, następnie kontakt z człowiekiem, który uszczuplił nasz portfel o 100 USD, a na koniec wisienka na torcie, czyli okienko z urzędnikiem imigracyjnym. I tak minęła godzina.
Czas na bagaże. Zanim jednak do nich dochodzimy, czeka nas przejście przez security. A tam musisz być „metal free”. To co Fibak ma zrobić ze swoim metalowym drutem na zęby??? 🙂 Tym razem, wbrew przewidywaniom, udaje nam się przejść bez żadnych problemów. Jesteśmy na płycie przylotów i czekamy na bagaż … na taśmie lądują rozmaite walizy, plecaki, telewizory i inne sprzęty RTV, ale po naszych ani widu ani słychu. Po ok 40 minutach na naszym pasie lądują już bagaże z innego samolotu, więc wiemy, że naszych tu nie ma. Idę się rozejrzeć i ku mojemu zdziwieniu, przy pasie numer 3, pod ścianą, stoi samotnych kilka bagaży, w tym dwa nasze! Uratowani, będzie można się przebrać w czyste 🙂
Na wyjściu oczekuje nas już przedstawiciel Kilroy Travel w Kathmandu. Zamówioną przez niego taksówką przebijamy się przez miasto budzące się do życia i ruszające do pracy. Już z samolotu widać było, że jest tu olbrzymi problem ze smogiem. Położone na wysokości 1400 m n.p.m. ale w niecce, między górami, brakuje mu naturalnego korytarza powietrznego! A ruch znany nam już z wcześniejszych wojaży po Azji Południowo-Wschodniej, więc od groma spalin. Do tego głośno. Hymn Nepalu można by odtrąbić klaksonami 🙂 Kathmandu bardzo ucierpiało też w wyniku trzęsienia ziemi w 2015 roku. Odbudowuje się do dziś, więc dookoła mnóstwo pyłu, który nie poprawia jakości powietrza ani nie obniża decybeli
Nasz hotel położony jest w dzielnicy Thamel, turystycznym sercu Kathmandu. Teoretycznie 7 km od lotniska, ale przebicie się przez korki zajęło nam około 30 minut, co jak na milionowe miasto nie jest jakąś tragedią. Meldujemy się w hotelu, zjadamy śniadanie i chwilę odpoczywamy, gdyż zgubiła nam się gdzieś noc.
Popołudniem wychodzimy na rekonesans miasta. Pierwsze kroki kierujemy do Basantapur na Durbar Square. Kompleksy pałacowe stanowią zabytek klasy UNESCO i są bardzo ważnym punktem historycznym na mapie miasta. Gdy dochodzimy do Durbar Square na pierwszy plan wysuwają się jednak płoty, siatki i inne elementy niechybnie świadczące o trwającej rekonstrukcji. Nie widać nawet połowy zabudowań, więc rezygnujemy z płacenia bardzo drogiego wstępu i wracamy w kierunku hotelu. Dodatkowo, pan w budce dość nachalnie kazał nam zapłacić po 1000 rupii, uśmiechając się szeroko gdy usłyszał, że jesteśmy z Polski. Rozumiem potrzebę renowacji, rozumiem, że Nepal utrzymuje się z turystyki, rozumiem, że biały turysta równa się kasa, ale zmuszanie do płacenia za oglądanie płotów budowlanych to dla mnie lekka przesada. Nie wpłynęło to jednak w żaden sposób na mój optymizm związany z przyjazdem tutaj, do serca gór.
W sumie dobrze, że wracamy, bo zaczyna padać. Najpierw delikatnie siąpi, ale gdy dochodzimy w „nasze” okolice, mamy do czynienia z regularnym monsunem. Nepal zaskoczył mnie pogodą. Azja Płd-Wsch przyzwyczaiła nas do wilgotnego gorąca, a tu ani wilgoci ani gorąca. Żałuję, że na spacer nie zabrałam ciepłego polara. Spacerujemy jeszcze chwilę w strugach deszczu, ale poddajemy się na widok indyjskiej knajpy. Panir Tikka Masala, Aloo Govi, chlebki Naan i piwo Everest sprawiają, że jest nam dobrze 🙂
Tymczasem na zewnątrz deszcz się rozkręca, a potem przychodzi regularna burza. Szybko też robi się ciemno. Te okoliczności plus narastające zmęczenie wyganiają nas ostatecznie do hotelu. Jeden drink dla odkażenia układu pokarmowego i można oddać się w ramiona Morfeusza!
Komentarze (13)
Na ulicach szaro, ale na straganach piękne kolory. Jak oni to robią?
To takie trochę charakterystyczne dla tego regionu świata. W Indiach, Birmie, czy w Tajlandii było dokładnie tak samo. Przed sklepem rynsztok (dosłownie), a witryna kapie złotem lub mieni się niezliczoną ilością kolorów.
Z drugiej strony na te witryny sprzedawca ma wpływ, a na to co przed sklepem juz nie do końca.
Na ulicach szaro, ale na straganach piękne kolory. Jak oni to robią?
Ach zatęskniłam za hinduskim jedzeniem.
Przyznaję, że dzisiejszy Aloo Govi oraz Pamir były REWELACYJNE 😉
Moim zdaniem zdecydowanie lepsze, niż te które jedliśmy w Indiach.
Ach zatęskniłam za hinduskim jedzeniem.
Nie wiele się na Thamelu zmieniło z tego co widzę. Te płoty to chyba pamiątka po trzęsieniu ziemi z 2015? Miasto ucierpiało poważnie i jak widzicie sami nie dadzą sobie rady z odbudową. Jak będziecie w Swayambunath czyli Świątyni Małp to tam było widać ślady po tym trzęsieniu. Podobnie w Bhatkatpur. Jest tam co oglądać nawet jeżeli jak Łukasz pisze nie ma ochoty na świątynie Kali, taka świątynia i rzeźnia 2 w 1. Kumari może się wam gdzieś pokarze ale jej nie wolno robić zdjęć.
Jesteśmu tu zaledwie kilka godzin i nie mamy też porównania, ale na pierwszy rzut oka widać, że na każdym kroku są jakieś prace budowlane. Wiele domów jest popękanych i też sporo takich, które się jeszcze nie podniosły.
Miejscowej rzeźni naprawdę nie mam zamiaru oglądać …
Dashin Kali to rzeźnia rytualna, kiedyś może nawet ludzi składali Kali w ofierze. PO tym trzęsieniu ziemi to pewnie długo jeszcze będą pamiątki. Czy mi się zdaję czy jeszcze widać na ulicach ślady monsunu? Przejazd do Bhule Bhule czy gdzie teraz zaczyna się trek wokół Annapurny to …momentami też robi wrażenie. Ale w Nepalu nie ma złych kierowców…. znaczy byli, ale wypadli z trasy i odrodzili się w innym wcieleniu. Fajne dźwięki pamiętam rano za oknem. Dzwony w tych ulicznych kapliczkach i zapach kadzideł.
To nie wspomnienie po monsunie widać na ulicach tylko jego oblicze. Leje w zasadzie cały czas, no może z krótka przerwa na …opady.
Zapach kadzidełek jest wszechobecny i to akurat jest mega fajne. Przypomina mi mój stary pokój, w którym jako nastolatek paliłem kadzidełka non-stop 🙂
To nie wspomnienie po monsunie widać na ulicach tylko jego oblicze. Leje w zasadzie cały czas, no może z krótka przerwa na …opady.
Zapach kadzidełek jest wszechobecny i to akurat jest mega fajne. Przypomina mi to mój stary pokój, w którym jako nastolatek paliłem kadzidełka non-stop 🙂
Ja tam nie bylem w czasie monsunu. Nawet nie pamiętam deszczu w Kathmandu, jedynie z opowiadań tubylców. Nie widziałem monsunowych deszczy nigdzie. Ale jak ciepło to da się rade.
Nie wiele się na Thamelu zmieniło z tego co widzę. Te płoty to chyba pamiątka po trzęsieniu ziemi z 2015? Miasto ucierpiało poważnie i jak widzicie sami nie dadzą sobie rady z odbudową. Jak będziecie w Swayambunath czyli Świątyni Małp to tam było widać ślady po tym trzęsieniu. Podobnie w Bhatkatpur. Jest tam co oglądać nawet jeżeli jak Łukasz pisze nie ma ochoty na świątynie Kali, taka świątynia i rzeźnia 2 w 1. Kumari może się wam gdzieś pokarze ale jej nie wolno robić zdjęć.