- Niekończący się transfer z Warszawy do Kirgistanu
- Ostatni przyczółek cywilizacji
- Początek górskiego trekkingu – dolina Yeti Oguz
- Strome wejście na przełęcz Telety (3859 m n.p.m.)
- Nocleg z widokiem marzeń – Jezioro Ala-Kul
- Mrożąca krew w żyłach Przełęcz Ala-Kul (3950 m n.p.m.)
- Prawdziwy trekking na lekko po dolinie Araszan
- Wyprawa na lodowiec
- Powrót do Złotego Araszan
- Pożegnanie z kirgiskim Tien Shanem i porterami
- Biszkek by night
- Smaczki granicy kirgisko-kazachskiej
- Żegnaj Kirgistanie
- Kirgistan 2019 – practical tips
Dzisiaj kończy się nasza podróż po Kirgistanie. Wczesny wylot i 4 godzinna różnica w czasie powodują, że już ok. 10.00 meldujemy się na lotnisku w Okęciu. Żegnamy się z ludźmi i wracamy do domu 🙂
Nasza grupa liczyła sobie oryginalnie 15 osób, ale ostatecznie – gdy Paulina wróciła do Polski po wykryciu problemu niedotlenienia – zostało nas 14.
Ania i Paweł, Ela i Jurek, Magda, Wojtek, Wiktoria i Bartek, Marek, Monika oraz Krysia z Markiem. Ludzie w różnych parafii, a jednak połączyły nas góry, więc potrafiliśmy się dogadać i stworzyć zgrany zespół. Jestem pewna, że przynajmniej kilka znajomości przetrwa dłużej, niż do pierwszego maila. W końcu nie byliśmy jeszcze ani w Pile, ani w Irlandii ani w Ukraińskich Karpatach 🙂
Organizator podróży Barents.pl również się sprawdził. Wiadomo, w kraju takim jak Kirgistan nie wszystko pójdzie zgodnie z planem, ale piloci na miejscu szybko improwizowali i skutecznie łatali dziury. Były mniejsze niedociągnięcia, ale w ogólnym rozrachunku, jesteśmy z nich bardzo zadowoleni. Naturalnie dużo roboty zrobili Ola i Piotr, którzy byli bardzo proaktywni, pomocni, przyjaźni i przekazywali sporo informacji o historii, tradycjach i zwyczajach w Kirgistanie.
Sam Kirgistan?! No cóż! Ja się zakochałam w ich górach. Są dużo przyjaźniejsze i cieplejsze niż Tien Shan po stronie kazachskiej. To robi ekspozycja na stronę południową.
Jako kobiecie pewnie byłoby mi ciężko żyć w tym kraju, biorąc pod uwagę, że tradycja porywania kobiet, by zostały żonami jest wciąż żywa i szeroko kultywowana, mimo oficjalnych zakazów. Niekiedy jest to show, a niekiedy realne ludzkie tragedie. Do tego islam, który nie daje zbyt dużo praw kobietom, nawet jeśli podchodzi się tu do religii raczej na lekko.
Żywieniowo również nie byłoby najprościej, biorąc pod uwagę że podstawą jedzenia jest baran, ale przyznaję też, że baran przyrządzany w Polsce i baran przyrządzany w Kirgistanie, to są dwa różne barany.
Uwielbienie komunizmu i pielęgnowanie Lenina jako bohatera kłóci się z naszym światopoglądem i oczekiwaniem demokracji, zatem przy dłuższym pobycie mogłoby dojść do wymiany opinii w temacie.
Koczowniczy tryb życia Kirgizów, nawet jeśli obecnie wielu z nich jest tylko pół-Nomadami, to również wiele tradycji, których my nie zrozumiemy. Na przykład narodowa gra Kok-Boru, która łączy w sobie wiele cech polo, footballu czy rugby. Polo, bo na koniach, footballu bo bramki są dwie, a rugby, bo celem jest odebranie „piłki” przeciwnikowi. Wyzwaniem mentalnym dla mnie jest to, że „piłkę” stanowi truchło barana, którego na początku gry się brutalnie uśmierca. Wiąże mu się nogi i tnie się go do momentu, aż odpadnie głowa. Sędzia następnie robi kilka rundek wokół boiska, by pozbyć się wnętrzności i fekaliów z truchła, inaczej gracze mogliby się przecież pobrudzić. Nie rozumiem, nie pochwalam, ale z jakiegoś powodu gra stała się częścią World Nomad Games, które odbywają się co 2 lata i obecnie uczestniczy w nich ponad 80 krajów, nie tylko z Azji Centralnej, ale całej Azji i Afryki. Z drugiej strony corrida odbywa się w Hiszpanii, a najlepsze salami jest ponoć z osła obitego mocno za życia. Hmm?!
Pomimo tych wszystkich różnic, które dostrzegam, jestem urzeczona krajem, jego ludźmi, absolutnie cudowną naturą i cieszę się, że choć przez chwilę mogliśmy stać się jego częścią.
Komentarze (11)
Dziękuję za wycieczkę do Kirgistanu. Też tam byłam i kumys piłam:)))
Dziękuję za wycieczkę do Kirgistanu. Też tam byłam i kumys piłam:)))
Carrantuohill w hrabstwie Kerry 1039 m.n.p.m w tym roku już się chyba nie da ale… w 2020 można spróbować.
Wot myśl 🙂
Carrantuohill w hrabstwie Kerry 1039 m.n.p.m w tym roku już się chyba nie da ale… w 2020 można spróbować.
Widoki fajne. Przypuszczam że jest tam jeszcze kilka tras podobnych a może nawet ładniejszych o ile można pod kątem piękna te trasy klasyfikować. Mam wrażenie że kraj ma słabo rozwiniętą infrastrukturę turystyczną w górach. Bez tragarzy ten nasz szlak jest nie do przejścia. Chyba że ktoś umie upolować coś na kolację. Schronisk brak. Jurty czasem się pojawią, ale z zaopatrzeniem w paszę to już jest bieda. Może dzięki temu te góry nie są rozdeptane, nie włóczą się po nich tłumy. Poza cinkiarzami w Biszkeku którzy sądzą że są najsprytniejsi na Świecie to kraj sprawia wrażenie bezpiecznego. Noclegownie w Karakol czy Biszkeku na bardzo przyzwoitym poziomie.
Przypuszczam, że dla górołazów, którzy są przyzwyczajeni nosić ciężkie wory, ta trasa jest jak najbardziej do ogarnięcia. Ale rzeczywiście te dzienne przejścia po 15-17 km i 1000m w górę mogłyby mocno zmęczyć. Masz rację, że ta mała liczba turystów w tej partii gór naprawdę zachęca. No chyba, że ktoś uwielbia tłumy, to wtedy raczej nie polecam.
Odniosłem wrażenie że Kirgizja jest krajem w którym bez problemu można wiele załatwić z tubylcami którzy zajmują się obsługą turystów. Pewnie za odpowiednią stawkę znajdzie się muł, koń czy tragarz i będzie można nieść sobie jedynie aparat, wodę i kapotę oraz spodnie deszczoodporne. Jak ktoś szuka tłumu to … Tatry chyba spełnią jego oczekiwania i ma bliżej. W Alpach też pewnie tłoczno tylko standard schronisk wyższy ale ceny też odpowiednie.
Prawda jest też taka, że pieniędzy wydanych na porterów w Kirgizji mi w ogóle nie żal. I nie chodzi o to, że chodziłem „na lekko”. Bardziej cieszymy się z tego, że mogliśmy ich wszystkich poznać, bo każdy z nich był mega otwarty i chętny do pomocy.
Sumując. Pięknie przeprowadzona akcja charytatywna. Tragarze zarobili. Wybieracie się do Nepalu. Tam dopiero zobaczycie wręcz wojny tragarzy o klientów. Pod Everestem są drożsi niż w innych częściach kraju. Ale już na lotnisku atakują, mimo że masz torbę czy plecak na wózku to oni wrzucą do bagażnika za 1$ albo 5$.
Widoki fajne. Przypuszczam że jest tam jeszcze kilka tras podobnych a może nawet ładniejszych o ile można pod kątem piękna te trasy klasyfikować. Mam wrażenie że kraj ma słabo rozwiniętą infrastrukturę turystyczną w górach. Bez tragarzy ten nasz szlak jest nie do przejścia. Chyba że ktoś umie upolować coś na kolację. Schronisk brak. Jurty czasem się pojawią, ale z zaopatrzeniem w paszę to już jest bieda. Może dzięki temu te góry nie są rozdeptane, nie włóczą się po nich tłumy. Poza cinkiarzami w Biszkeku którzy sądzą że są najsprytniejsi na Świecie to kraj sprawia wrażenie bezpiecznego. Noclegownie w Karakol czy Biszkeku na bardzo przyzwoitym poziomie.