- Transfer na pustynie Wadi Rum
- Marsjańskie Wadi Rum
- Petra – tam gdzie miasto wykute jest w skale.
- Morze Martwe, czyli co ma pływać nie utonie
- Jordania 2019 – porady praktyczne
Wczorajszy wieczór upłynął w tak dobrych nastrojach, że dziś zbudziła mnie myśl o tym, że nie zrobiliśmy check-in. Druga myśl dotyczyła już pracy, ale co robił mój klient w ogródku mojej mamy w Płocku? Hmmm … dziwne mam te sny.
O 7.45 meldujemy się na śniadaniu, o 8.30 wyjeżdżamy z hotelu w kierunku Morza Martwego. Kierowcą jest … Ali, który na wstępie pyta Fibaka czy chce piwo:)
Pierwsza część trasy to przejazd przez góry. Krajobraz iście marsjański. Surowe góry, kręte drogi z niezłymi przełamaniami, które powodowały niemalże sensacje żołądkowe. Gdy zjechaliśmy z gór, droga wiodła wzdłuż granicy z Izraelem, potem Palestyną. Osobliwe uczucie towarzyszyło mi podczas tego przejazdu biorąc pod uwagę napięte stosunki miedzy tymi narodami. Podczas trzygodzinnego transferu stanęliśmy raz jeszcze, by zakupić … skrzynkę pomidorów 🙂
Ok. 11.30 dojechaliśmy do Amman Tourist Beach Resort, gdzie czekała atrakcja w postaci Morza Martwego. Szybko zmieniliśmy buty na klapki oraz ciuchy trekkingowe na kostiumy kąpielowe. I przeżywamy niezły szok termiczny podczas tych kilku dni podróży po Jordanii. W Wadi Rum nocą temperatura oscylowała wokół zera, tu na plaży musiało być ponad dwadzieścia skoro ja się rozebrałam i weszłam do wody.
Brzeg morza martwego raczej odstrasza niż zachęca. Brudno, choć brudy mają zdecydowanie naturalne pochodzenie. Fibak i dziewczyny już „bojkują”, a ja jeszcze się zanurzam. W swoim tempie. I rzeczywiście pływanie w Morzu Martwym jest dość osobliwym przeżyciem 🙂 Nawet trudno to nazwać pływaniem, gdyż gęstość wody z uwagi na zasolenie wypycha nasze ciała szybko na powierzchnię i cokolwiek byśmy nie robili, odwraca nas na plecy. Po chwili wszystkie mikro ranki, które są na naszym ciele zaczynają piec, co oznacza konieczność wyjścia z wody. Za to skóra jest aksamitnie gładka. Idziemy na część basenową, gdzie spłukujemy nadmiar soli i wysychamy narażając się oczywiście na spojrzenia wszystkich muzułmańskich mężczyzn z okolicy … Fibak sprawdził jeszcze temperaturę w basenie i po jego dwóch długościach stwierdza, ze woda jest jednak za zimna na pływanie. Jedną kawę później wychodzimy poza obszar resortu, gdzie konsumujemy na lunch pozostałe jedzenie czyli kabanosy, wafle gryczane, pomarańcze i … oczywiście pomidory.
Następnie jedziemy na Górę Nebo. Miejsce kultu religijnego dla trzech religii. Tutaj Mojżesz doprowadził naród wybrany, zobaczył ziemię obiecaną i zmarł. Wokół samego kościoła jest wiele pomników upamiętniających różne wydarzenia historyczne, w tym pomnik ku czci Jana Pawła II. Wypiliśmy w kafejce prawdziwe cappuccino i oddaliliśmy się do samochodu, by odjechać do Madaby.
Madaba to po prostu miasto. Zwiedzanie zaczęliśmy od greckiej cerkwi Św. Jerzego, w którym największa atrakcją jest mozaikowa mapa Ziemi Świętej. Nie było nam jednak dane jej zobaczyć, gdyż odbywała się właśnie ceremonia pogrzebowa i stała na niej trumna. Dla nieboszczyka i tak by to wiele nie zmieniło, ale głupio nam było prosić by przesunęli trumnę nieco w lewo. Następnie poszliśmy zwiedzić meczet. Początkowo miałyśmy obawę czy nas kobiety do niego wpuszczą, ale gdy przywdziałyśmy ciemne tuniki z kapturem rodem z Harrego Pottera, zdjęliśmy buty, to spokojnie weszłyśmy do środka, a i jeszcze podstawiono nam fotele pod tyłki. Przez chwilę w skupieniu obserwowaliśmy obrządek modlitewny, który odbywał się w całkowitej ciszy. Łukasza tymczasem zaczepił wyznawca Koranu i z niesamowitym wdziękiem i uśmiechem na twarzy opowiadał o tajnikach tych modłów. Przyznał się też, że niewiele wie na temat chrześcijaństwa 🙂 Na koniec postanowiliśmy skosztować lokalnej kuchni i skończyliśmy z daniem typu kebab, frytki i sałatka z ogórków. Brakowało coli do popicia 🙂
Ostatnie zakupy typu magnesy, kartki i charmsy i o 16.30 wyjeżdżamy na lotnisko. Pół godziny później żegnamy się czule z Alim i zabrawszy bagaże odchodzimy w kierunku sali odlotów. Już jesteśmy niemal w ogródku i witamy się z gąską, gdy Fibak stwierdza, że zostawił Go Pro w aucie. Telefon do właściciela agencji i po 10 minutach wraca Ali z kamerą w ręku niczym swoistym trofeum. Teraz możemy już odlecieć 🙂 Mamy nadzieję, że wylecimy o czasie, tj. 20.10 lokalnego czasu, by w Modlinie być około 23.15. Do widzenia Jordanio 🙂
Komentarze (3)
Przepiękne plenery. U nas niestety nie „kąpielowo” ale da się wytrzymać – idzie wiosna. Cieszę się, że już wracacie.
Ja dzisiaj uczyłem się o meczecie i palestynie oraz mahomecie (proroku alaha). Jutro mam z tego sprawdzian i mam nadzieje że dostanę dobrą ocenę. Wszystkie zdjęcia z całego bloga są super. Tata ciężko było się porzegnać z ALim. Życzę miłego powrotu do Polski.
Trzymam kciuki synku za sprawdziań. Cieszę się, że uczysz się w szkole o rożnych religiach, bo to pogłębia Twoja wiedzę o świecie 😉
Oj tak, Ali to super gość i bardzo się cieszę, że go poznaliśmy. Być może jak kiedyś pojedziesz z nami do Jordanii to i Ty go poznasz 😉