This post is part of a series called Billund 2018
Show More Posts
Pogoda do bani. Zatem zmiana planów. Zamiast Legolandu – ku niepocieszeniu dzieci – pojechaliśmy kolejne 30 km w kierunku Givskud Zoo. Można by rzec, że zoo jak zoo, i nic ciekawego tam nie zwiedzimy. A jednak udało nam się zaskoczyć i małolatów i sami byliśmy pod ogromnym wrażeniem miejsca. Niby wszystkie zwierzęta już widzieliśmy, razem i z osobna, a jednak środowisko w jakim funkcjonują jest inne. Zoo jest podzielone na 6 stref safari, rozdzielonych 3 sekcjami parkingowymi. Między strefami safari, można się poruszać wyłącznie w aucie, przy czym w strefie 6 obowiązuje bezwzględny zakaz wystawiania rąk na zewnątrz. I tak przejeżdżaliśmy przez safari amerykańskie, gdzie podziwialiśmy bizony, lamy, rozmaite rogate kopytne. Safari afrykańskie, gdzie naturalnie rządziły żyrafy, zebry, antylopy. Specjalna strefa lwów, do której wjeżdżało się przez śluzę, stanowiącą dodatkowe zabezpieczenie. I naprawdę widziałam lwa wielokrotnie. W płockim zoo dzieliła nas tylko szyba. A jednak zobaczyć tę górę mięśni obrośniętych czarną grzywą, wydającą z siebie straszliwe pomruki, która w dodatku kroczy przed twoim samochodem, nie pozostawia człowieka obojętnym i zmusza do refleksji nad znikomością własnego życia, gdyby przyszło mu się z spotkać z tym zwierzęciem oko w oko. Z parkingów natomiast można było się na pieszo przenieść w świat wilków, wielbłądów, goryli, małp, nosorożców, hipopotamów. Karmiliśmy wielbłądy i uczestniczyliśmy w karmieniu arirani. Brakowało jedynie gadów. Domyślam się jednak, że warunki panujące w Danii nie sprzyjają utrzymaniu na wolności zmiennocieplnych stworzeń. Namiastką gadziego świata, był ulokowany na końcu Park Jurajski, w którym odtworzono jeden do jednego sylwetki najbardziej znanych dinozaurów. Pokusiłam się nawet o wsadzenie głowy do paszczy allozaura, na pamiątkę czego mam siniaka i strup po zetknięciu się z jego kłem. Niech żyje mą∂rość!
Po powrocie znaleźliśmy fajne miejsce na obiady oraz odwiedziliśmy Lego House, gdzie dzieciaki miały namiastkę sklepu z klockami. Nazwać ten błysk w oku obłędem to za mało. Aż strach pomyśleć, co będzie się działo jutro…