- Zaczynamy – przygotowanie, przygotowania i jeszcze raz przygotowania
- Transfer Warszawa – Kijów – Bangkok
- Bangkok na jetlag’u
- Bangkok – Kho Jum – transfer
- Krabi – Kho Jum
- Kho Jum – odpoczywamy
- Kho Jum – błogie lenistwo
- Kho Jum – niespodziewane uziemienie
- Kho Jum – Khao Sok – transfer
- Khao Sok i niespodziewani oraz nieproszeni goście
- Kho Sok – Surat Thani
- Ko Panghan – czas na prawdziwy relax, czyżby?
- Ko Panghan – przeprowadzka i makao
- Ko Phanghan – ostatni oddech przed wylotem
- Ko Phanghan – Bangkok czyli przygotowania do powrotu do WIELKIEGO miasta
- Ayuthaya – prawie jak warszawskii Barbakan …prawie
- Ayuthaya – Bangkok – czyli Dzień Niepodległości na KhoSan Road
- Bangkok na zakupach
- Bangkok …to jest już koniec …
- Bangkok – Kijów – Warszawa i smutny powrót do rzeczywistości …
Wstaliśmy ok 9 i po kontynentalnym śniadaniu zostawiliśmy plecaki i wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. W planach było zwiedzanie na rowerach, ale uznaliśmy, że tuk tuk będzie lepszym rozwiązaniem. Spacerowaliśmy turystycznym szlakiem zwiedzając kolejne kompleksy świątynne, a właściwie ich ruiny, oraz inne atrakcje turystyczne, w tym bazary, na których można kupić przedmioty hand made, tyle że pewnie w Chinach 😉
W międzyczasie zjedliśmy lunch w ulicznej knajpce, który nie był taki najgorszy. Pociąg mieliśmy o 15.30 więc znalazł się czas na wypicie piwa na peronie (choć to zakazane). Do Bangkoku dotarliśmy po 17. Z dworca taksówką do New Guest Siam House (naprzeciwko Wild Orchid tyle, że 2 razy tańszy), gdzie spędzimy dwie i pół ostatnich nocy w Azji. Po kąpieli poszliśmy na drobne zakupy, wszak był to już słuszny moment, by zainteresować się pamiątkami z podróży.
Daliśmy się wkręcić Tajowi na peep show, ale zupełnie bezwiednie bo wcale tego nie chcieliśmy (tzn Monika i ja nie chciałyśmy) i szybko wróciliśmy na Kho San Road. Jedno piwo później już padliśmy…