Dziś dopadła nas pierwsza kłótnia. Nie wiadomo o co, nie wiadomo po co, ale zdeterminowała chwilowo nastrój. Po śniadaniu wyjechaliśmy na plażę, której piękno początkowo zostało przyćmione przez focha. Nie jest miło! Dlaczego? Nie wiem. Może Łukasz wie. Łukasz też nie wiedział. Bolognese i Pietra, a także szczera rozmowa po posiłku, sprawiły, że znów zaczęliśmy się zachowywać normalnie. Musieliśmy być więc głodni 😉
W drodze powrotnej zwiedzaliśmy przydrożną basztę. Spędziliśmy kilka romantycznych chwil u jej podnóża. Ukształtowanie terenu i charakter skałek bardzo nas zachwycił. Jedne magmowe, wyraźnie wulkanicznego pochodzenia, inne o łupkowej strukturze, przepięknie mieniły się w pełnym słońcu. Spędziliśmy tu więcej czasu niż zakładaliśmy, dlatego Porto Vecchio musiało poczekać na kiedy indziej. Wracając do domu, zahaczyliśmy o znajomą winnicę, by uzupełnić zapasy uszczuplone dwa dni wcześniej. Pocałowaliśmy jednak klamkę. 1 maj. Zamknięte! Powiedzieli nam ‘domani’ [jutro], ale na domani mamy już inne plany.
Wieczór więc spędziliśmy na pakowaniu bez choćby jednej kropelki wina. Poszliśmy grzecznie spać, albowiem następnego dnia budzik miał bezlitośnie zadzwonić o 7 rano, z uwagi na plany zwiedzania Alerii i Corte.