Wstaliśmy dość późno, gdy słońce stało już wysoko na niebie. Poszliśmy spać jednak grubo po północy grając w karty do upadłego. Po szybkim śniadaniu wyruszyliśmy w kierunku górzystego wnętrza wyspy. Plan ambitny, trasa wymagająca, a i dzień upalny. Zwiedziliśmy Sierrę do Fiumorbo, z pięknym kościołem z widokiem na trzy doliny, Pietrapola stanowiące marną namiastkę termalnych źródeł, w dodatku płynących tylko od maja do listopada, a także Cascada do Buja. To miejsce zostanie w naszej pamięci przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszy to strome podejście wymagające mega dużo wysiłku ale i oferujące zapierające dech w piersi widoki. Drugi chyba ważniejszy. To tutaj, w strumieniu wodospadu złożyliśmy sobie z Łukaszem przysięgę miłości i wierności, włożyliśmy na palce obrączki i uczciliśmy tę podniosłą chwilę lampką prawdziwego szampana. Wracaliśmy ci sami, ale jednak inni.
This post is part of a series called Korsyka 2008
Show More Posts
Dalsza droga powiodła nas do Prunelli do Fiumorbo. Na szczęście byłam na tyle upojona radością i szampanem, i nie marudziłam Łukaszowi, by jechał wolniej czy bliżej prawej strony. Widok był oszałamiający. Dookoła morze i góry, ale nasz wzrok przykuło jezioro w głębi lądu, w którym hodują ostrygi.
Po powrocie mieliśmy ochotę na pizzę, ale spełzło na niczym. Dalej nie wiemy czy to sjesta czy low season. Zawiedzeni, zjedliśmy camembert i winogrona, popiliśmy lokalnym zajzajerkiem i czekaliśmy na otwarcie ośrodkowej restauracji. Tam zamówiliśmy hawajską z pieczarkami (dla odmiany do capricciosy z ananasem), pyszne tiramisu i … latte, które niestety przy latte nawet nie stało. Za to piwko lokalne?! Hmm! Szacun! Podczas kolacji mieliśmy wątpliwa przyjemność poobserwować jak bawi się Polak na wakacjach. Głośno, wulgarnie, chamsko. Wstyd nam było, że to nasz rodak. Do tego stopnia, że między sobą porozumiewaliśmy się po angielsku. Wyszliśmy przed zamknięciem, na nasza pierwszą nieoficjalną noc poślubną 🙂